wtorek, 24 kwietnia 2012

Przyjaciel


Przyjaźń zawsze kojarzyła mi się z czymś pięknym, wspaniałym, bardzo, bardzo miłym. Jednak ostatnie doświadczenia bliskich mi ludzi zmieniają w szarą rzeczywistość tę moją bajkę…

Od zawsze bałam się nazwać kogoś przyjacielem, bo to było jakieś takie bardzo intymne, bardzo bliskie. Nie wolno było tym słowem tak rzucać od niechcenia. Trzeba było mocno się zastanowić, kogo obdarować tym określeniem. Dlatego to było trudne. Może dlatego nigdy nikt taki dla mnie nie istniał… a teraz? mam bliskich znajomych, bardzo bliskich. Mam swoją bratnią duszę, a nawet dwie, które kończą moje zdania, zanim nawet ja o nich pomyślę. Mam przyjaznych ludzi wokół siebie, ale boję się nazwać tę jedną osobę przyjacielem… dlaczego? bo przyjaciel dla mnie to ten, któremu się wszystko mówi, wszystko, bez wyjątku. Przyjaciel wie o nas wszystko. A wszystko to bardzo dużo. Za dużo jak na jedną osobę. Ale jak się całą wiedzę o sobie podzieli się na kilka ludzików, to już łatwiej… już lepiej.

Uważajcie na słowo „przyjaciel” – bo ono jest bardzo niebezpieczne… bardzo piękne, ale też przerażająco niebezpieczne.  

środa, 18 kwietnia 2012

Bezsilność


Ostatnio dużo się dzieje. Bardzo dużo. Ciągle gdzieś biegam, ciągle coś załatwiam. Tak, wiem, ja to lubię. Wtedy czuję się potrzebna. Czuję, że naprawdę żyję. Chciałabym jednak czasem tak bezmyślnie usiąść w miejscu i nic nie robić. Tak na chwilę odpocząć. Jednak nie potrafię, bo życie jest szybkie, życie jest piękne, a ja ostatnio bardzo lubię ŻYĆ!

Chciałbym też, aby moje działania odnosiły większy skutek, żeby było lepiej. Nie ode mnie to jednak zależy, ale mówię sobie, że jednak mam na coś wpływ i wtedy bardziej się jeszcze staram. Bardzo często – to nie wystarcza. Wtedy ogarnia mnie bezsilność, że nie mogę pomóc, że nie mogę zrobić tak jak zaplanowałam. To okropne uczucie – bezsilność. Człowiek czuje się taki mały, malutki.. takie nic…

Młody człowiek nie rozumie, jak się stara mu pomóc. Uważa, że dorośli robią wszystko na złość, żeby tylko pokazać, kto tu naprawdę rządzi… Ja nie jestem takim „dorosłym”. Ja nie chcę „rządzić”. Ja tylko CHCĘ, żeby było lepiej. Chcę. Jednak to nie wystarcza… i wtedy pojawia się bezsilność. 

Ubrana w długą szarą suknię oraz bordowy kapelusz. Idzie do mnie nie dotykając podłogi. Sunie. Jest taka przerażająca. Hipnotyzująca. Coś mi się wydaje, że zagości na dłużej…

czwartek, 5 kwietnia 2012

Święta

Czym są dla mnie? Przede wszystkim kilkoma wolnymi dniami od pracy. Dniami, kiedy mogę zajmować się sobą, domem (!!), moją kochaną maszyną. Nie, nie umyłam okien, z tego prostego powodu, że nie lubię tego okropnie. Czynność ta nie ma dla mnie sensu. Jest męcząca, mało zabawna i w ogóle… ble… Za to odkurzyłam mieszkanie. Ha! jestem z siebie dumna.  

Na te święta cieszę się ze spotkania z rodziną i z pysznego sernika mojej teściowej. To już dwie rzeczy, więc w zupełności wystarczy. Zupełnie ignoruję życzenia typu „wesołych świąt” – bo cóż one znaczą? Nie wysłałam ani jednej kartki… ta tradycja też dla mnie jakaś niezrozumiała… wolałabym za to spotkać się z tymi osobami i porozmawiać, niż wysyłać puste życzenia.

Przez te wolne dni, więcej myślę (tak, zdarza mi się). Może o niczym szczególny, ale o życiu tak w zarysie. Ostatnio dużo rozmawiam z różnymi ludźmi, pomagam, opieprzam, motywuję. Różnie mi to wychodzi, ale w większości na plusie. Ostatnio też bardziej tęsknię za swoim Bratem, który aktualnie pracuje w Kanadzie. Jednak już za półtora tygodnia wraca! Jak byliśmy mali, to nie potrafiliśmy czasami wytrzymać ze sobą jednej godziny bez kłótni czy przepychanek, a teraz prawie co dzień wymieniamy chociaż kilka słów na gg. Im człowiek starszy, tym bardziej tęskni za tym co zawsze miał, a nagle mu to odebrano.

Kończąc optymistycznie tą notkę – pogodna na święta ma być gastronomiczna – więc „Panowie jeżeli to się uda, To zalejemy się jak jasna cholera” powtarzając za moim ulubionym poetą („Nadzieja”, Andrzej Bursa)