Przyjaźń zawsze kojarzyła mi się z czymś pięknym, wspaniałym, bardzo,
bardzo miłym. Jednak ostatnie doświadczenia bliskich mi ludzi zmieniają w szarą
rzeczywistość tę moją bajkę…
Od zawsze bałam się nazwać kogoś przyjacielem, bo to było
jakieś takie bardzo intymne, bardzo bliskie. Nie wolno było tym słowem tak
rzucać od niechcenia. Trzeba było mocno się zastanowić, kogo obdarować tym
określeniem. Dlatego to było trudne. Może dlatego nigdy nikt taki dla mnie nie
istniał… a teraz? mam bliskich znajomych, bardzo bliskich. Mam swoją bratnią
duszę, a nawet dwie, które kończą moje zdania, zanim nawet ja o nich pomyślę.
Mam przyjaznych ludzi wokół siebie, ale boję się nazwać tę jedną osobę przyjacielem…
dlaczego? bo przyjaciel dla mnie to ten, któremu się wszystko mówi, wszystko, bez wyjątku. Przyjaciel wie o nas wszystko. A wszystko to bardzo dużo. Za
dużo jak na jedną osobę. Ale jak się całą wiedzę o sobie podzieli się na kilka
ludzików, to już łatwiej… już lepiej.
Uważajcie na słowo „przyjaciel” – bo ono jest bardzo
niebezpieczne… bardzo piękne, ale też przerażająco niebezpieczne.