niedziela, 23 września 2012

Marzenia

Czy można nie mieć marzeń? Czy można czegoś nie pragnąć? Tak bardzo nie pragnąć, że aż czasem tchu brak...? Czy możesz powiedzieć, że masz wszystko? że już nic, zupełnie nic, od życia nie oczekujesz? nie czekasz? nie wypatrujesz?

Napisałabym, że mam nadzieję, że tak nie jest - jednak nie lubię nadziei. Nadzieja jest nieprzewidywalna, nie do opanowania, bardzo kapryśna i nigdy nie wiadomo co się z nią stanie. Wolę wierzyć. Wierzyć, że masz marzenia, masz oczekiwania, ambicje, dążenia. Bo ja też je mam. Bo tylko tak coś można osiągnąć. Tylko tak.

Coś się w tym tygodniu udało... coś zupełnie prostego, a tak niesamowitego. Coś co sprawiło, że powraca mi wiara w ludzi. Wraca wiara, że warto się dla nich starać, że warto działać i być dla nich, obok nich i przy nich kiedy tylko tego potrzebują.

Dostałam też w tym tygodniu kilka “ponagleń”... że się nie odzywam, że milczę, nie piszę. Nie wiedziałam, że jestem tak ważna, że tak się za mną tęskni... Zapomniałam, że “oswajanie” działa w obie strony. Musze się poprawić. Muszę być. Muszę żyć! Przeciez ja tak kocham życie!

czwartek, 13 września 2012

WY - troszkę z wyrzutem (ale nie bardzo, może?)

Szukacie niezwykłości, orginalności, a jednocześnie boicie się inności i odmienności - uciekacie przed nimi w panicznym strachu bezradności. Czyż tak nie jest?


Chcecie być zauważeni, doceni, ale równocześnie boicie się krytyki i ośmieszenia.
Brak wam odwagi w wyrażaniu swoich uczuć, ale oczekujecie, że każdy was zrozumie.
Nie chcecie słuchać. Lubicie mówić, ale nie o sobie tylko o innych.


Wydaje wam się, że macie jasne poglądy na życie, ale okazują się one tylko kolejną wielką bajką z białym księciem na przystojnym koniu czy może na odwrót?


Moglibyście osiągnąć dużo więcej, gdybyście tylko zechcieli sięgnąć po to co jest wam podawane na srebrnej tacy, nierzadko wysadzanej diamentami. No, ale po co?


Żądacie, macie pretensje... nie macie marzeń, ani ambicji... to przykre... codziennie coraz bardzie przykre...

niedziela, 9 września 2012

Równia pochyła


No to zaczęło się. Kołowrotek, karuzela, równia pochyła. Równia pochyła? A czemuż by nie? Stoję sobie pod taką równią i zamierzam wspinać się na górę. Dlaczego wspinać? Bo wspinanie jest bardziej kontrolowane niż spadanie. A ja lubię mieć wszystko pod kontrolą.

Początek roku, to podstawa równi. Stoi się pod nią i patrzy, jak ciężka droga do przebycia. Ale jaka satysfakcja potem, że nam się udało! Początek roku, to także czas wielkich nadziei, że  tym razem będzie lepiej, bardziej zorganizowanie, że … no właśnie co? To „coś”, które sprawia, że chce się rano wstać z łóżka i wejść na drugie piętro swojej ukochanej budy…

Tkwię już w tym systemie oświaty jedenasty rok i czasem dalej nie wiem o co chodzi. Po co tyle planów, programów, godzin w tygodniu, jak się momentami nie wyrabia? No po co? A kiedy czas na luźne rozmowy z tymi, którzy słuchają (a są tacy – ku mojemu ogromnemu zdziwieniu), kiedy czas na nicnierobienie w gronie tych, którzy myślą tak samo? Kiedy czas, na takie zwykłe wychowanie? Chyba pomiędzy… pomiędzy jednym a drugim. Cokolwiek by to nie oznaczało.

Trzeba się rozdwoić, rozroić, sklonować, A kiedy ja mam szyć? No kiedy? Chyba nocami… normalnie przestanę sypiać…