poniedziałek, 23 listopada 2015

Uwielbiam...

Uwielbiam te dni, kiedy mogę obudzić się przed nią i spokojnie, bez pośpiechu, patrzeć jak śpi. Uwielbiam ten moment, kiedy ona jeszcze o tym nie wiem, że na nią patrzę. Uwielbiam te wolne i leniwe soboty, kiedy można razem zjeść śniadanie (i obiad) w łóżku i nie trzeba się nigdzie śpieszyć. Uwielbiam te wieczory, kiedy mogę zasnąć z błogim uśmiechem na ustach, wtulając się w nią, całą sobą. Uwielbiam kiedy rano wyskakuje z łóżka, mówiąc, jak jest strasznie i okropnie zimno, i szybko do niego wraca. Uwielbiam jak zasypiając gaworzy, mówiąc, że już czas na spanie. 

Uwielbiam każdą spędzoną z nią chwilą. Uwielbiam nasze życie, bo uwielbiam ją, ponad wszystko.

piątek, 13 listopada 2015

Mało ostatnio piszę...

Leniwie otwierając oko...
a nie, wróć - 6:27. Najwspanialszy pies rodzaju żeńskiego próbuje po raz kolejny wymóc leżenie z nami w łóżku. No bo przecież jak się zwinie w taką maciupeńką kuleczkę i zakopie pod kołdrą, to go nie ma prawda? No to czego tak bardzo się czepiamy?
Czyli mamy 6:27. Pies powinien wyjść i nawet chce, tylko z prowadzącym tegoż psa gorzej. No, ale nic. Mus to mus. Napisałabym teraz, że próbujemy cichuteńko wyjść, ale po co tak bezczelnie kłamać? Nie wychodzimy przecież jak stado słoni, tylko normalnie, raz dwa, raz dwa. (ona i tak nie śpi). Szybki spacer, szybki powrót, można jeszcze dospać chwil kilka.

Dziś usłyszałam ciekawe zdanie, że nie ważne czy się walkę wygrało, ale ważne, że tę walkę się podjęło, że podjęło się próbę. Bo ktoś, to nawet nie chce stanąć na linii startu od razu skazany jest na przegraną, a ten co walczy już jest zwycięzcą, bo pokazuje, że chce, że chce walczyć. I tak naprawdę, to było w odniesieniu do walki dobra ze złem, do walki o pokój i bezpieczeństwo naszej planety, ale czy nie można tego odnieść do codziennego życia? Tak zupełnie banalnie, to walczymy rano ze wstaniem z łóżka, ale jednak to robimy, bo trzeba do pracy, do szkoły. Walczymy ze sobą, aby nie powiedzieć niektórym ostrych słów, bo trzeba być ponad to. Jesteśmy swoistymi rycerzami naszych czasów, a nie mamy zbroi czy ostrych mieczy. Chociaż... niektórzy mają. Jedno i drugie. I do tego wiedzą jak używać, jak się bronić i atakować. Wiedzą.

Idąc spacerowym krokiem z Cudownym psem widziałam bardzo uśmiechniętą parę (kobietę i mężczyznę) trzymającą się za ręce. I w mojej głowie pojawiło się pytanie: czy istnieją idealne związki? Czy ideały są na tyle nudne, że nie są dopuszczone do życia w naturze? Jeśli cały czas będzie nam pięknie i cudownie, to skąd mamy wiedzieć, że jest pięknie i cudownie jak nie będziemy mieli porównania? Może właśnie o te porównania chodzi? Musi padać deszcz, abyśmy mogli w słoneczną pogodę powiedzieć jak jest cudownie. Musi być mroźna zimna, aby w letni poranek stwierdzić jak jest wspaniale (albo na odwrót, jak kto woli, ale ja za zimą nie przepadam). Musi tak być.

Gdzieś ostatnio rzucił mi się w twarz taki mniej więcej tekst, że życie z drugą osobą, to nie tylko wakacje, wolne weekendy czy święta. Że to przede wszystkim poniedziałki, wtorki, środy, czwartki i piątki. Że to wstawanie rano, żeby jej zrobić śniadanie, nawet jak mówi, że nie chce i już. Że to głaskanie po włosach kiedy zasypia. Że to chowanie małych karteczek do kurtki czy na pudełku z drugim śniadaniem. Że to odkurzanie, sprzątanie, robienie prania - to jest życie. To jest kwintesencja życia. No i jeszcze seriale. Takie telewizyjne seriale oglądane razem.


(i przerwy na reklamy. bo te przerwy na reklamy są najważniejsze w tym wszystkim.)