Osiągnęłam niezależność,
którą tak naprawdę zawsze chciałam osiągnąć. Zdaję sobie sprawę, że nie mogę
mieć wszystkiego (czy wystarczy to co mam?). Zdaję sobie sprawę z ograniczenia
czasu i przestrzeni (tak jak funkcja, czy coś podobnego).
Święta. Brat dzwonił czy przyjadę. Bo ‘święta’
przecież takie rodzinne. Bo w ‘święta’ nie można siedzieć samemu z kotem na
kolanach, (a najlepiej z dwoma kotami, bo wtedy cieplej) oglądać niekończące
się seriale kryminalne i tak po prostu oddać się zwykłemu nicnierobieniu. Nie
można. W ‘święta’ trzeba się uspołeczniać. Trzeba bywać. Trzeba. (a nie
wystarczy, że dziś wycinałam kółeczka na dekorację świąteczną?)
Święta. To poniekąd świadomość samotności. To
tysiące krępujących pytań, na które nie ma odpowiedzi. To te kilometry, których
nie można przebyć. To te nic nieznaczące
życzenia. Święta. Niech już miną.