Za oknem przewija się zimowy obraz. Piękny, zimowy obraz.
Ładnie tam, na zewnątrz. Mgła zasłania horyzont i tylko biel bije w oczy. Nic
więcej. Tylko biel. Dużo bieli, bardzo. Zimę, albo się kocha, albo się
nienawidzi. Nie da się tego wyśrodkować. Z zimą nie można trochę. Z zimą trzeba
na całego. Zimie, nie wolno się poddać, bo wtedy nic nie będzie z całego jej
piękna i tajemniczości. Bo zima jest tajemnicza. Bardziej tajemnicza niż lato,
bo nigdy nie wiadomo co kryje się pod złowrogim, mimo wszystko, śniegiem. W
zimie (czy na zimę?) można się zakochać. I to tak całkiem inaczej niż na
wiosnę.
Zima, dla mnie, więc to tylko bardzo subiektywne
odczucie, jest bardzo spokojna, bardzo delikatna, opanowana, nie unosi się
emocjami. Można nawet rzecz, że czasem jest bardzo taka leniwa. Potrafi być
przygnębiająca i smutna, ale czyż nie każda pora roku też tak może mieć? Czy to
nie jest zależne tylko od nas?
Najbardziej to brakuje mi słońca. Nie ciepła, tylko
światła. Promieni słonecznych, które uśmiechają się zza chmur i sprawiają, że ja
też się do nich uśmiecham. (chociaż… ja to uśmiecham się i bez słońca ^^)
Stwierdziłam, że zima nie jest groźna, jak się ma dobre
buty. Tak, buty są najważniejsze. Dobre, zimowe, ciepłe buty i można wtedy w
tych butach zaprzyjaźnić się z zimą. Bo przecież zima jest taka cudnie
fotograficznie. Trzeba tylko chcieć. Trzeba tylko pokonać własną niechęć i
lenistwo do zimowych wypraw, znaleźć odpowiednie buty i w drogę!
(jednak atak na Warszawę, zostawię sobie na wiosnę. I
tylko dlatego, że ferie są stanowczo za krótkie, aby nadrobić WSZYSTKIE
zaległości towarzyskie)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz