Wiesz, czuję, że coś ucieka mi przez palce otwartej dłoni. I
wiesz co jest zaskakujące? W ogóle mi na tym nie zależy…, poddałam się. Niech
leci. To co zatrzyma się na opuszkach palców będzie moje. Cała reszta pełznie w
otchłań czyjegoś życia. Nie chcę już tego.
Co dzień, od nowa, uczę się tego, że nie może ci zależeć na wszystkim
i wszystkich. Trzeba wybrać. Trzeba się na coś zdecydować i walczyć o swoje.
Tylko o swoje. Trzeba brać od życia, to co się naprawdę chce. Nikt sam z siebie
nic nie da. Takie życie. Chciałoby się rzecz, że „za darmo można dostać w mordę”,
ale to przecież też nie prawda. Na to też trzeba w pewnym stopniu zapracować.
Z rozmów
popołudniowych:
„a skąd wiesz, że
jestem szczęśliwa?”
„przecież musisz być. Zawsze jesteś taka
radosna i zawsze przecież robisz co chcesz. Gdybyś nie była szczęśliwa, to
szybko byś to zmieniła, prawda? Zawsze osiągasz swój cel”
Jakie to ciekawe jak widzą mnie inni. Zaskakujące. Znam
swoje możliwości, znam swoje i swojego świata ograniczenia. Mam swoje wartości,
którymi staram się w życiu kierować. Z dnia na dzień jest bardziej konsekwentna,
ale wiem, że dużo mi jeszcze brakuje do ideału. To pewnie dlatego, że życie to
nie sztywne reguły (jak sztywna bryła), ale coś co się ciągle zmienia i trzeba się
do tych zmian dopasować. (zmiany, inność, spontaniczność – będę to podkreślać
na każdym kroku)
Wczoraj zatraciłam się w fizyce i czuję, że to jest to co
naprawdę kocham. To jest to co daje mi poczucie spełnienia. Znalazłam swój cel.
Jeden z wielu, ale jeden z ważniejszych. Jakoś dziś tak łatwiej. Lekko.
Sympatyczniej.