sobota, 19 stycznia 2013

Zatraciłam się w ...


Wiesz, czuję, że coś ucieka mi przez palce otwartej dłoni. I wiesz co jest zaskakujące? W ogóle mi na tym nie zależy…, poddałam się. Niech leci. To co zatrzyma się na opuszkach palców będzie moje. Cała reszta pełznie w otchłań czyjegoś życia. Nie chcę już tego.

Co dzień, od nowa, uczę się tego, że nie może ci zależeć na wszystkim i wszystkich. Trzeba wybrać. Trzeba się na coś zdecydować i walczyć o swoje. Tylko o swoje. Trzeba brać od życia, to co się naprawdę chce. Nikt sam z siebie nic nie da. Takie życie. Chciałoby się rzecz, że „za darmo można dostać w mordę”, ale to przecież też nie prawda. Na to też trzeba w pewnym stopniu zapracować.

Z rozmów popołudniowych:
„a skąd wiesz, że jestem szczęśliwa?”
 „przecież musisz być. Zawsze jesteś taka radosna i zawsze przecież robisz co chcesz. Gdybyś nie była szczęśliwa, to szybko byś to zmieniła, prawda? Zawsze osiągasz swój cel”

Jakie to ciekawe jak widzą mnie inni. Zaskakujące. Znam swoje możliwości, znam swoje i swojego świata ograniczenia. Mam swoje wartości, którymi staram się w życiu kierować. Z dnia na dzień jest bardziej konsekwentna, ale wiem, że dużo mi jeszcze brakuje do ideału. To pewnie dlatego, że życie to nie sztywne reguły (jak sztywna bryła), ale coś co się ciągle zmienia i trzeba się do tych zmian dopasować. (zmiany, inność, spontaniczność – będę to podkreślać na każdym kroku)  

Wczoraj zatraciłam się w fizyce i czuję, że to jest to co naprawdę kocham. To jest to co daje mi poczucie spełnienia. Znalazłam swój cel. Jeden z wielu, ale jeden z ważniejszych. Jakoś dziś tak łatwiej. Lekko. Sympatyczniej.  

niedziela, 13 stycznia 2013

I don't agree with you, not at all


Ludzie uwielbiają rutynę, ludzie kochają monotonie, ale nikt otwarcie się do tego nie przyzna. Dom, praca, dom, praca … jest stabilnie. Nie ważne jak, ważne, że stabilnie. Ja to nawet rozumiem. Stabilizacja jest pożądaną cechą udanego życia. Tylko potem nie siadaj w fotelu z kubkiem gorącej herbaty i mów do siebie, że ci tęskno, że ci żal…

Mogłabym zacząć tak super bardzo filozoficznie, że „każdego dnia życie stawia przed nami przeszkody, wybory itd., itp.” tylko po co? Ejże! Życie stawia przed nami dziury w asfalcie, które trzeba omijać, aby nie ubrudzić sobie nowych butów. Życie jest chamskie i bezczelne. Jeśli nie wrzucisz na luz, to nigdy nie dojedziesz do celu. 

A co jest celem? szczęście? zadowolenie? Czy jeśli uważasz, że jesteś szczęśliwy i zadowolony ze swojego życia to już koniec? cel osiągnięty? I teraz tylko trzeba utrzymać ten stan, nie robić gwałtownych ruchów,  a przecież o ile łatwiej jest być smutnym i niezadowolonym. Czyż nie? Narzekanie mamy we krwi. Wyssaliśmy je z mlekiem matki. Tak wiem, że czasem jest ci źle, tak naprawdę po prostu źle, ale tylko czasem, prawda? Cała reszta mogłaby być o wiele lepsza, gdybyś pozytywniej patrzył na świat i dostrzegał drobne iskierki radości wokół siebie, na pewno takie są.

Boisz się zmian, boisz się spontaniczności jak wielu tobie podobnych. Nic w tym dziwnego, jednak trochę żal, że chcemy przeżyć swoje życie przez ekscytacji, spontaniczności, odrobiny buntu.  Przeciwko czemu? Najlepiej się buntuje przeciwko systemowi. To się zawsze sprawdza.

Boisz się tego co jest, boisz się tego co będzie, całe życie w strachu. A gdzie miejsce na cieszenie się chwilą obecną? na łapanie wzroku? na przypadkowe dotknięcia? A gdzie miejsce na rzucanie się śnieżkami w środku dnia? (^^)

Z każdym dniem jestem bogatsza o nowe doświadczenia. Dziś dowiedziałam się, że za dużo wiem, wczoraj, że za dużo oczekuję (wymagam? żądam? ), a jutro…? Co przyniesie mi jutro?

Wiem tylko tyle, że należy się cieszyć tym co mamy w danej chwili, bo jutro może tego nie być. Może zostać nam brutalnie, nieodwracalnie zabrane i co wtedy?

"We maybe together only five minutes every two months. 
When we do, we will savor every second of this minutes because we both know how values they are"