piątek, 30 marca 2012

Rekolekcje

Byłam dziś z młodzieżą w naszym lokalnym Domu Kultury na polskim filmie „Wszystko będzie dobrze”. Dla nich to był trzeci dzień rekolekcji, a dla mnie ciekawa okazja do świętowania Dnia Polskiego Ateisty. Dalej będzie spoiler filmu oraz moje osobiste wnioski. Film opowiada o chłopcu, którego matka zachorowała na nowotwór, gdyż nie wywiązała się z obietnicy złożonej matce boskiego. Obiecała, że jak ojciec zapije się na śmierć, to ona pójdzie na kolanach do Częstochowy. Matka boska wywiązała się z umowy, a matka naszego bohatera nie – więc musi ponieść konsekwencje. Tak więc chłopak, żeby uratować swoją matkę postanawia biec do Częstochowy. Nie iść, tylko biec. W tym wszystkim pomaga nauczyciel wuefu – alkoholik. Przy okazji przyplątała się telewizja, która nakręciła reportaż. Generalnie jest to film drogi – nawet nie najgorzej nakręcony. Ukazuje walkę alkoholika ze swoim nałogiem i stare dobre czasy, gdzie bellergot był dostępny w aptece bez recepty. Jak dla mnie film kończy się dobrze – matka umiera (mimo, że syn dobiegł do Częstochowy), a nauczyciel pije do nieprzytomności. Takie jest życie i żadne cuda w nim nie występują. Nie ma dla nich miejsca. Jest to bardzo ciekawe podsumowanie dzisiejszego dnia i tych naszych dziwnych rekolekcji, których nigdy nie rozumiałam…

środa, 28 marca 2012

Niezależność

Ostatnio brak mi czasu. Na wszystko. To pewnie dlatego, że muszę chodzić do pracy. Co dziennie. Chociaż nawet to lubię. Czasami. Można byłoby nawet powiedzieć, że w większości. Jednak, gdy taka wiosenna pogoda za oknem, to ciągnie mnie na rower… a tu praca… a po pracy nie zawsze mam jeszcze siły… W zeszły czwartek zmobilizowałam się i wskoczyłam na swoje dwa kółka po skończonych zajęciach. Musiałam odreagować to co działo się w szkole. Czasem tak trzeba. Od razu poczułam się lepiej, kiedy już nie mogłam złapać oddechu. To jest dopiero życie. Takie szybkie i lekkie, niezależne. Uwielbiam niezależność. Wtedy dopiero czuję, że żyję. Wtedy wiem,  że coś mogę zdziałać. Wtedy coś mi się chce. Nie da się jednak być całkowicie niezależnym od nikogo, ani od niczego. Po prostu się nie da. Nie leży to też w naszej naturze, mojej naturze. Lubię uzależniać od siebie ludzi, ale czasem także uzależniam się sama. Nie walczę z tym, bo wiem, że ta walka nie ma ani szans na zwycięstwo, ani nie zakończy się szybko. A mi przecież ostatnio brak czasu. Bardzo, bardzo…    

czwartek, 15 marca 2012

Dorosłość

Czasem mnie przytłacza… nawet bardziej niż czasem. Wymaga się ode mnie, że będę postępować zgodnie z normami, rozsądnie, poważnie. Dlaczego? Dlaczego nigdy się mnie nikt nie zapytał czy ja chcę dorosnąć? Bo może ja nie chciałam…? a może nie chce teraz? Dorosłość jest męcząca. Bardzo. Nie pozwala robić głupich rzeczy. Dorosłość jest odpowiedzialna. Czasem nawet bardzo nudna. 

Ja wiem, że coś dziś optymizm wyszedł i poszedł się upić, ale… wiosna idzie, a co za tym wszyscy chorują, więc i mnie się obrywa z wielu stron… zmęczona jestem… wszystkim, a najbardziej chyba ludźmi. Kontaktami z ludźmi, którzy coś chcą, ale nie potrafią jasno i wyraźnie sformułować swoich potrzeb. Ludźmi, którzy nie potrafią przejść obok, żeby nie zwrócić na siebie moją uwagę. Ludźmi, którzy zajmują się nie tym co powinni…  

Pewnie dlatego wymyśliłam sobie studiowanie. Studia były dla mnie bardzo dobrym okresem w moim życiu. Bardzo miło je wspominam. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie dość, że to było jeszcze inne studiowanie, to ja byłam młodsza. Chcę sobie jednak udowodnić, że potrafię, że dam radę. A dam? Dopóki nie spróbuję, to się nie dowiem. Wierzę jednak, że dam. Wierzę w siebie, w swoją determinację. Tylko czy warto?   

wtorek, 6 marca 2012

Egoizm

Tak, jestem egoistką. Wcale się z tym nie kryję. I pewnie dlatego neguję istnienie boga. Do tego jestem zbyt leniwa, żeby wierzyć w jego istnienie, któregokolwiek... Nie wyobrażam sobie, żeby czcić kogoś innego niż samego siebie… bo po co? człowiek sam w sobie jest wystarczający piękny, idealny w swej niedoskonałości (chciałoby się napisać „dobry”, ale co to oznacza? że smaczny?), że bóg nie jest mi do niczego potrzebny.

Taka „zabawa” w religie – po co? Czy nie szkoda czasu? Tego, którego mamy tak mało? Chociaż ja uważam, że wystarczająco dużo…

Uważam sama siebie za osobę decydującą o swoim losie, o tym co stanie się ze mną… a przypadek? Przypadek nie istnieje. Wszystko na siebie wpływa. Na wszystko my mamy wpływ, musimy tylko to sobie uświadomić i działać! Tak działać, żeby nie narzekać, żeby być szczęśliwym, żeby robić to na co się ma ochotę!

Wiara w coś nadprzyrodzonego jest na pewno fajną sprawa, ale nie dla mnie. Już nie. 

niedziela, 4 marca 2012

„Czy to jest przyjaźń czy to jest kochanie?”

Co to jest miłość? To przywiązania, zaufanie, bezpieczeństwo. To wszystko to, co przychodzi jak już mija zauroczenie. Miłość to taka przystań, do której się wraca bo zawsze tam ktoś czeka…

Czy miłość jest logiczna? Trochę tak. Czy ogłupia? Czasem, ale to chyba nie miłość tylko zauroczenie. Miłość kojarzy mi się z czymś bardziej statecznym, uporządkowanym. Zauroczenie jest takie burzliwe i szaleńcze. 

Nie powinno się mnie pytać o sprawy związane z miłością czy przyjaźnią. Ja mam swój własny pokręcony świat i swoje zasady, które nie zawsze są zgodne z resztą społeczeństwa... Uważam, że życie jest zbyt krótkie, żeby marnować je na zastanawianie się czy coś warto zrobić, czy należy…

Trzeba walczyć o swoje, brać to co się chce… być asertywny! Trzeba działać! A że czasem popełnia się błędy? Że człowiek się na czymś sparzy czy zawiedzie? Przed tym nie da się uchronić… nie da się od tego uciec. Tak wiem, generalizuję. To taki temat do generalizowania. Każdy ma swoje zasady, swoją etykę i powinien postępować, tak jak on uważa za słuszne, żeby było jemu dobrze i nie robił zbyt dużej krzywdy otoczeniu. Trzeba wypośrodkować. 


piątek, 2 marca 2012

Nowa Zelandia

Kiedyś ten pomysł mocno w nas siedział. Jakieś 9-10 lat temu. Potem, zaczęliśmy układać sobie życie i jakoś pomysł umarł... teraz powrócił...  Trochę trudno, rzucić teraz całe swoje życie i wyjechać na drugi koniec świata, ale jednocześnie wydaje się to takie ekscytujące... że może jednak warto spróbować? Zaczynanie od nowa w nowym miejscu ma swoje wady i zalety.  Jak wszystko na tym dziwnym świecie (tak, generalizuję... bo lubię, bo mi to potrzebne). Jednak Polska - jako kraj do mieszkania i życia, nie ma mi nic do zaoferowania, co by mogło mnie tu zatrzymać. Nie czuję się patriotą, ba, ja nawet nie jestem do końca Polką! Czy warto tu zostać? Czy nie warto spróbować czegoś nowego? póki jeszcze się ma chęć i zapał do tworzenia nowego życia? Boję się. Wiem, że to normalne. Boję się zawsze tego co inne i nieznane. Potem się przyzwyczajam i albo to “coś” polubię, albo zmienię. Nie wiem co będzie dalej, nie wiem co przyniesie jutro. Czasem bezpieczniej jest nie wiedzieć… czasem lepiej poczekać i zobaczyć. Więc poczekamy. Nowa Zelandia nie zniknie jak Nowy Orlean. A może przynajmniej niezbyt szybko.    


edit (04.03)

I tu mi sie jeszcze kojarzy piosenka Strachy Na Lachy - Żyję w Kraju

Czy nie taka mamy Polskę? Czy coś robimy żeby to zmienić? Ja nie, ja zastanawiam się nad zmianą kraju… przykre…