czwartek, 12 grudnia 2013

Czwartek, 20.00

Osiągnęłam niezależność, którą tak naprawdę zawsze chciałam osiągnąć. Zdaję sobie sprawę, że nie mogę mieć wszystkiego (czy wystarczy to co mam?). Zdaję sobie sprawę z ograniczenia czasu i przestrzeni (tak jak funkcja, czy coś podobnego).

Święta. Brat dzwonił czy przyjadę. Bo ‘święta’ przecież takie rodzinne. Bo w ‘święta’ nie można siedzieć samemu z kotem na kolanach, (a najlepiej z dwoma kotami, bo wtedy cieplej) oglądać niekończące się seriale kryminalne i tak po prostu oddać się zwykłemu nicnierobieniu. Nie można. W ‘święta’ trzeba się uspołeczniać. Trzeba bywać. Trzeba. (a nie wystarczy, że dziś wycinałam kółeczka na dekorację świąteczną?)


Święta. To poniekąd świadomość samotności. To tysiące krępujących pytań, na które nie ma odpowiedzi. To te kilometry, których nie można przebyć.  To te nic nieznaczące życzenia. Święta. Niech już miną. 

poniedziałek, 21 października 2013

Priorytety?

Ludzie mają różne priorytety. Dla jednych ważny jest dotyk bliskiej osoby, dla innych radość z posiadania nowej książki. Jedni kochają pracę w ogrodzie, inni spacery z ukochanym psem. Nie ma reguły. Nigdy nie będzie. Tyle, ile osobowości na świecie, tyle priorytetów. Priorytety się zmieniają, bo wszystko ulega ewolucji. To co było ważne kiedyś, nie jest ważne teraz. Ot co. Co jest dla ciebie ważne? Co można ci zabrać, żebyś nie miał ochoty wstać rano z łóżka?

(oczy. usta. dotyk. głos. zapach. idealność Twoja)

Chcemy być niezależni. Chcemy budować swoje życie tak, żeby nie potrzebować innych.  Tylko po co? ‘bo tak bezpieczniej’ powiesz, bo tak łatwiej uchronić się przed zranieniem, odrzuceniem, obojętnością. Nikt nie mówił, że ma być łatwo. Mówili za to, ‘nie angażuj się’, ‘nie dawaj siebie’. Jak nic nie dasz, nic nie dostaniesz. Jak dasz wiele, dostaniesz wiele?

(tęskniącym wzrokiem wypatruję Cię za każdym razem. trwamy sobie uzależnieni od siebie.)

Po raz kolejny zastanawiam się ile jest sensu, czy też braku sensu, w tym co robię. Bo może nie ma za grosz? Bo może to tak ma być i inaczej nie będzie?

(tęskni się)

wtorek, 8 października 2013

Nie zapomnij, nie zapomnę

Wspomnienia. Urywki życia. Kawałki chwil, które wyrwało się z tygodnia. Nie zapomnę.

(nie będzie smutno, nie będzie melancholijnie, może tylko tak jakoś… jesiennie)

Jestem. Żyję. Nie daję się przeziębieniu. Czasem za dużo myślę, czasem za mało, czasem łapię się na tym, że analizuję zupełnie niepotrzebne sytuacje, czasem kradnę od życia dobre chwile, ale zachować wspomnienia na zimę. Jestem. Wstaję rano, idę do pracy. Wracam. Jestem.

Dziś rano czułam bardzo irracjonalny niepokój. Takie coś w środku, co ściska za żołądek i próbuje coś powiedzieć, ale tak mętnie i tak bardzo niejasno, że trudno się domyślić. Tak więc nie wiem.
Czy niewiedza jest dobra? Powiesz pewnie, że to zależy. Bo czasem lepiej wiedzieć, a czasem lepiej nie. A ja? A ja lubię być przygotowana.

Wpatruję się tępo w klawiaturę, żeby napisać kilka zdań. Chciałabym wywrócić swoje życie do góry nogami, ale wrodzone poczucie obowiązku nie powoli mi nigdy na to. Lepiej być lekkomyślnym?

(za bardzo jesiennie?)

Odległości nie są żadnym ograniczeniem. Spokojnie można przekraczać granicę. 


Odległości nie. To nie jest żadna granica. Granicą jest tylko to, co w nas. Na ile jesteśmy gotowi sobie pozwolić, na ile jesteśmy w stanie pokonać strach, niepewności, przeskoczyć ograniczony umysł, przestać zważać na ludzkie gadanie. No na ile? 

niedziela, 15 września 2013

Idzie zima

Taki fakt. Nikt temu nie zaprzeczy, bo się nie da. Idzie zima. Robi się szybko ciemno, zimno, szaro. Wszędzie. A nikt nie lubi szarości. Co jakiś czas wracam do zdjęć z wakacji. Do tego słońca, do ciepła. 

Było morze, Bieszczady, duże i małe podróże po Śląsku, i była i Praga, ta czeska. Wszystko miało taki sam klimat. Tak samo ciepłe, tak samo niezapomniane. Dlatego do tego wracam.

Bieszczady były szalone. Takie prawie z dnia na dzień. Spakowałam się i pojechałam. Była kanasta, ognisko, ludzie, których się nie zapomina, bo mocno wryli się w pamięć, zachód słońca i powrót, już we dwie – stopem, bo jakże inaczej. Było spanie na waleta, oglądanie muzeum, ale przede wszystkim były słowa, spojrzenia, bliskość. Tylko to się liczyło.

Do Pragi nie do końca była przekonana. Był taki strach, że to przecież już zagranica, że co będzie jak zastanie nas noc, a nie będziemy na miejscu? Noc zastała nas w samochodzie, który pędził do Pragi (oprócz nocy, to była jeszcze straszna ulewa, ale to taka drobnostka). Po trudach i bojach dotarłyśmy na pole namiotowe.
(Dwie uwagi. Jak mówią, ze należy jechać metrem, to NALEŻY jechać metrem. Jak do 22 nie dotrzesz na pole namiotowe, to jesteś PRAWIE skazany na spanie na ulicy. )

Praga była bardzo słoneczna, a Czesi bardzo życzliwi. Było tak jak miało być. Bez ograniczeń, bez zahamowań, tak zupełnie na luzie. Tak, żeby pamiętać. I tak jest. Zostają wspomnienia i zdjęcia. Było kakao na zimno (i na ciepło także), pokonywanie kilometrów pieszo i metrem, ale zawsze z przewodnikiem i mapą, kanapki i lentynki. Wszystko było.

A teraz? Siedzę przed monitorem i patrzę na mapę Europy, która wisi nad stołem. I wiem, że pojedziemy jeszcze w niejeden zakątek tego świata. Nie dziś, nie jutro, ale pojedziemy. Nic nas nie ogranicza.


A jutro? Pogoda mówi, że będzie padać. No tak. Przecież idzie zima. A tam chyba jeszcze jesień po drodze? A mnie się chce do Słońca. Dlatego jadę. Tak na chwilę. Bo potrzebuję.  

sobota, 10 sierpnia 2013

Autostop (trasa Śląsk – Pomorze - Śląsk)

(tytuł musi być taki, a nie inny, bo inny nie pasuje, a tak, wszystko jasne od samego początku jest)

Jeśli ktoś się wybiera w Bory Tucholskie, to polecam miejscowość Gołąbek, niedaleko Tucholi. Należy też zabrać ze sobą dużo jedzenia i innych potrzebnych rzeczy (?!), bo do sklepu daleko. Nie bardzo, ale jednak (rowerem w obie strony jakieś 2,5h). Preparaty na komary można zostawić w domu, bo i tak nie działają. A jak się ma wystarczająco dużo ‘szczęścia’, to 10 skoro świt, może obudzić was msza na polu namiotowym. Dźwięki gitary nawet przyjemne, ale i tak się nie chciało wypełznąć z namiotu, z różnych przyczyn.

Do Kołobrzegu jechałyśmy (znaczy się ja i Gabrysia) ze znajomym Jackiem. To taki prawie autostop, ale umówiony. Droga minęła dosyć szybko i bardzo, bardzo miło. Pole namiotowe zaskoczyło nas trochę ceną, ale za to łazienki i zaplecze kuchenne zrekompensowało stratę finansową. Samo pole, też bardzo przyjemne. Całkiem przez przypadek, rozbiłyśmy (ho! toż ten namiot sam się ‘rozbija’) namiot (vel żaba, z racji koloru i rozpłaszczenia, co się potem okazało, że za bardzo były naciągnięte sznurki) w cieniu drzew, co powodowało tym, że można było długo spać, a gorąco nie docierało do środka. Późne wstawanie i późne docieranie na plaże, ma to do siebie, że nie ma już prawie ludzi. Jest miło, spokojnie, ciepła woda. Jest tak, jak być powinno.

Kołobrzeg zostawił bardzo miłe wspomnienia. Pyszne zupy w jadłodajni i kotlet po szwajcarsku na plaży, deser lodowy z Kasią na promenadzie, co dzienne wędrówki na plażę i powrót po zachodzie, wszędobylski piasek, mycie zębów o świcie, prawie roztopione grześki od babci zielnej, szalona konferansjerka na Festiwalu Indii (gdzie Hare Kriszna brzmiało w nas jeszcze dobre kilka dni) z szalonym akustykiem i same dobre chwile. Same. Nie było innych. To był bardzo dobry tydzień.

Kolejnym przystanek, to Władysławowo. Raptem 225km, a dojazd zajął nam 7godzin. Pan, który zabrał nas pierwsze kilkanaście kilometrów, nie wierzył, że nam się uda zrobić taką trasę w jeden dzień (a trzeba dodać, że miałyśmy dwa wielkie plecaki i namiot, składający się do futerału o średnicy około metra). Kolejne, prawie 30km, zrobiłyśmy z bardzo sympatycznym małżeństwem. A potem nastał kryzys. Dlatego Koszalin już nie będzie się dobrze kojarzył. Po ponad godzinnym czekaniu na cokolwiek, przemiły pan z wąsem zabrał nas prawie 70km dalej. To dodało nam sił. Tak bardzo dodało, że przed Słupskiem, to była prawie przesiadka z jednego samochodu do drugiego. Z panem, który nie chciał spać z teściową i dlatego wracał do żony, do Warszawy. To była kolejna znacząca trasa, bo ponad 80km. Pan był bardzo miły, z głosem ArturaW i udało mu się uniknąć mandatu, bo policja się na nas przyczaiła. Za to opuszczanie pojazdu odbyło się bardzo szybko, w bardzo nietypowych warunkach (bo przed zamkniętym przejazdem, który zaczął się otwierać), ale za to z humorem i śmiechem.

Tak mniej więcej od Słupska, Gabrysia robiła napis na tekturze, gdzie chcemy dojechać. Kierowcy mówili, że to bardzo pomaga.   

Następne 30km to czterech różnych kierowców. Pan, którego nie pamiętamy, ale pokazał nam blok, w którym mieszka, chłopak, który opowiadał o autostopie na Islandii, gdzie spał w namiocie, na jeziorze (aaa! i jeszcze mówił o tym, że w Turcji się świetnie jeździ autostopem, bo ludzie bardzo mili, za to w Grecji gorzej), chłopak podobny do Jacoba, który zauważył nas w ostatniej chwili, bo patrzył na telefon (nieładnie, nieładnie, ale się zatrzymał!) i ostatni Wielki Pan(nie ze względu na gabaryty, ale za okazaną dobroć) Elektryk bądź Budowniczy, który szukał dla nas naszego Pola Namiotowego Horyzont. Taka oto dotarłyśmy do Władysławowa.  (no i prawie bym zapomniała o brownie z lodami w Burgerze w Redzie, a dobre było)

Pole ujęło nas tym, że wychodząc z namiotu widziało się morze. Takie najprawdziwsze morze, które szumiało. Standard Horyzontu mniejszy niż w Kołobrzegu, ale za to znacząco taniej. Ludzi jednak, znacząco więcej. Atrakcje też inne. Namiot ustawiony tak, że nie było cienia rano, więc spanie kończyło się na zewnątrz, gdzie przynajmniej wiał lekki wiatr. A i tak było gorąco.

Co zapamiętam? Przede wszystkim to chyba dwa dni z dechą (tak! to było coś WIELKIEGO), Rozewie i Rurociąg, całodobową Biedronkę z godzinną przerwą techniczną, pizzę o 23, zupę szczawiową, piwa lokalne (całkiem smaczne), taki śmieszny zimny kolorowy napój, przemierzanie tego małego miasteczka z jednego końca na drugi i bardziej lub mniej poważne rozmowy. Było inaczej niż w Kołobrzegu, ale równie magicznie.

No i teraz rzeczone Bory Tucholskie. Prawie 180km w 8h. Do Czerska (jakieś 25km od Tucholi) szło nawet całkiem gładko. Pan student, który mieszkał z mamą i jechał na zakupy (a my w czasie zakupów jadłyśmy w KFC, i do tego jeszcze jakaś kobieta, chyba Rumunka, na parkingu jakieś dziwne rzeczy do nas mówiła), pan z dwójką dzieci (ale tylko opowiadał o nich), który słuchał Comy, pani fizjoterapeutka, która pracowała w firmie udzielającej pożyczki, pani z tatuażem i różowych spodniach, pan Holender-Polak opowiadający o powrocie z Holandii i pan Eteryczny, który próbował nas zachęcić do spływu kajakowego. 

W Czersku nastąpiła bardzo spora przerwa, spowodowana głównie tym, że prawnie nie jeździły tam samochody. Jednak w końcu się udało. Zabrało nas dwóch specyficznych panów (Piotr i Adam), którzy słuchali muzyki klasycznej i Disco Polo, i wywiozło nas w las do Gołąbka. Wywiezione w las, czułyśmy się momentami niepewnie, jednak wszystko zakończyło się dobrze (patrz początek notki).

Myślałyśmy, że jak nie da się do tej Tucholi dojechać, to pewnie nie da się z niej wydostać, ale miło byłyśmy zaskoczone jak po jakiś zaledwie 10minutach marszu poboczem drogi, zatrzymało się państwo finansowi, które zabrało nas aż do Bydgoszczy! (a tym razem chcemy dojechać do Łodzi) Tam też trafił się całkiem słuszny obiad i troszkę czekania, ale miła pani kosmetolog podrzuciła nas do Torunia. Przy okazji nauczyłam się obsługi jej smartfona, bo jechała do koleżanki i trzeba było pomóc znaleźć ulicę, na którą ma się dostać. 

W Toruniu stałyśmy w bardzo niefortunnym miejscu i po dłuższym nic niedającym czekaniu postanowiłyśmy przenieść się troszkę dalej. I tak idziemy, idziemy, już takie zmęczone bardzo, z plecakami i namiotem, i jedzie pan z przeciwka. Zatrzymał się na drugim pasie i powiedział, że musimy iść jakieś 4km, na skrzyżowanie, żeby dostać się do Łodzi. Zmęczone coraz bardziej idziemy dalej, aż tu nagle zatrzymuje się samochód! To ten sam, co kierował nas na główne skrzyżowanie. Stwierdził, że nas podwiezie. To było bardzo, bardzo miłe. Na polecamy skrzyżowaniu, prawie od razu zatrzymał się pan, który jechał do Łodzi. Ba! ona nawet jechał do Katowic! Jednak Łódź była naszym miejscem postoju, do którego trafiłyśmy w okolicy godziny 21.

Po dwóch nocach w Łodzi (w dwóch rożnych miejscach, poznaniu ciekawych ludzi, zjedzeniu sałatki z kurczakiem i zrobieniem ciasta czekoladowego) wyruszyłyśmy do Katowic. Do Częstochowy zabrała nas dwójka młodych ludzi i wysadziła przy Maku, gdzie można było zjeść obiadek. I tam też po raz pierwszy złapałyśmy TIRa! (a mówili nam, że się nie da, że nie zabierają, apffff). Podróż TIRem była dosyć krótka, bo pan musiał mieć postój, ale za to byłyśmy świadkiem jak pani z samochodu przed nami odpadło koło, a Gabrysia prawie wylądowała na przedniej szybie przy hamowaniu TIRa. Kolejne kilkanaście kilometrów przejechałyśmy z hiphopowcami i ze starszym panem, który podwiózł nas do Silesii, skąd już autobusem pojechałyśmy do Gliwic.

Podsumowanie? Stopem jeździ się bardzo, bardzo fajnie. Można poznać ciekawych ludzi, dowiedzieć się całkiem sporo nowych informacji, no i przede wszystkim (oprócz oszczędności) przeżyć niezapomniane chwile. (a szczególnie jak się ma z kim jeździć, no przecież)


W kolejnej odsłonie będzie streszczenie podróżny stopem po Śląsku.        

niedziela, 7 lipca 2013

Love is easy to tell

I tyle rzeczy mi teraz biega po głowie. Uzależnienia, egoizm, zazdrość, irytacja, marzenia, pragnienia, irytacja, więcej irytacji?, złudzenia, niezrealizowane cele, bezsilność, rozczarowanie, miłość .

I mam w głowie jeszcze takie zdanie, że ‘naukowcy’ odkryli, że po czterech latach miłość znika. Tylko czterech? Czy aż czterech? Ile w tym prawdy? A ile chcemy?

I mam ciągle świadomość przemijającego czasu, ludzkich ograniczeń, strachu i różnicy wieku. I wszystko razem sprawia, że czasem nie pasuję do tego co jest teraz.

(a miało być o kiczu i stereotypach, o jaskrawych kolorach, o przepychu i o tym jak można bezgranicznie kochać drugą osobę)

No i jeszcze ta walka z systemem. Kiedy powiedzieć stop?


Love is easy to tell? really?

niedziela, 30 czerwca 2013

Dlaczego ślimak chce przejść na drugą stronę jezdni?

W założeniu wszystko jest proste. Prosta linia, prosta kreska, drzwi, okna, łóżko, stół, krzesło. Wszystko ma prostą konstrukcję. Połącz kropki w linię prostą. Da się? Il n'est pas facile. Nie oczekuję nic wielkiego. Tak naprawdę to nie oczekuję niczego. Tak bardzo boję się rozczarowań, że nie mam oczekiwań. Zupełnie ich brak. Tak łatwiej. Tak prościej. A w założeniu wszystko ma być proste. Kolejna kreska. Vas tu remarquer? Je n’aime pas manquer. Cette nuit est pour toi. A co dalej? Planowanie czy brak planowania? Przygoda czy rozsądek? Niepewności czy zapewnienia? Nie oczekuję przecież niczego. A co z tym ślimakiem? 

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Epidemia myślenia

Dzień jak co dzień, powiesz. No tak, tylko, że dziś deszcz pada. No tak, przecież chciałaś, to pada, powiesz. No pada. Chłodniej jest, można oddychać. Można? To czemu ciągle tak trudno? Czemu tam w środku jest taka wielka bryła lodu, która podchodzi do serca, zamraża, idzie wyżej i wyżej. Łapie za tchawicę, nie pozwala oddychać. Nie można nic. Zupełnie nic.

(nie możesz tak dalej, trzeba coś postanowić)

Nie potrafię. Nie potrafię osiągać niemożliwe. Rezygnacja? Czy można tak po prostu zrezygnować z pragnień? Tak po prostu to nie, nie można. Ale tak nie po prostu to czasem nawet trzeba.

(a jeśli myślisz, że masz wszystko… to wtedy naprawdę masz wszystko)

A może wtedy należy popatrzeć jeszcze raz. I jeszcze raz. I wtedy nagle nie ma wszystkiego. Zostaje tylko taki posmak tego, że przez ułamek czasu miało się wszystko. Tak na chwilę, miało się naprawdę wszystko.

(właśnie jestem w fazie niesprecyzowanych pragnień, myśli, zamyśleń, niepewności)
(a u nas pada i dużo myślę. chyba pójdę spać)


epidemia myślenia

poniedziałek, 17 czerwca 2013

…a ten Kraków był inny

…cieplejszy. cieplejszy w swej dwuznaczności. więcej słońca, więcej (pozytywnego?) myślenia. chociaż brak. tak bardzo bardzo brak.

człowiek myśli i wierzy w to, że jest sobie sterem i okrętem, że jest samowystarczalny, i że nikt mu szczęścia dać nie może. ale wystarczy tylko zabrać mu coś co tak bardzo kocha, a się okazuje, że rozsypuje się jak stłuczona porcelanowa filiżanka w polne maki. nie powinno się tak kochać, to powinno być zabronione

Byłam świadkiem manifestacji, gdzie całkiem spora grupa ludzi, raczej w starszym wieku, defilowała z napisem „Nie dla cenzury w Polsce!”. Na początku nie bardzo wiedziałam co jest, o co chodzi, co tu jest grane? Wolność? bez cenzury? Przecież jakby w tym momencie, przed jedną lub drugą starszą panią, pojawiała się para ludzi tej samej płci trzymająca się za ręce i dające ujście swoim uczuciom, to zapewne oberwaliby parasolką. Czyż nie? to gdzie to ‘nie’ dla cenzury? ale zaraz potem wszystko stało się jasne. Oni domagali się tylko i wyłącznie wolności dla telewizji Trwam. O to tyle krzyku. Ale manifestacja ładna trzeba przyznać i babcie bardzo charakterystyczne, czyż nie? 

I jeszcze Bursa, do którego tym razem trafiłam jak po sznurku. Mam sentyment do tego miejsca. Nie pytaj dlaczego, bo nie mam odpowiedzi. Wiem, że tam się dobrze myśli. Tam jest dobre miejsce na podejmowanie decyzji. Pod zielonym zniczem zostawiłam zapisaną kartkę wyrwaną z notesu. Jak coś się napisze, to to jest realne i bardziej prawdziwe.




(inny też wpis niż poprzednie, no inny, bo wszystko ostatnio jest inne) 

niedziela, 9 czerwca 2013

Are you in relationship?

Nie powinno się tak bardzo przywiązywać do ludzi i do miejsc, bo potem bardzo ciężko podejmuje się decyzje o zmianach. (decyzje o zmianach zawsze są trudne). A z drugiej strony, sam człowiek nic nie znaczy. Bo człowiek do życia potrzebuje ludzi. Innych ludzi. Takich szczególnych, takich tylko dla niego.  (mam strasznie dużo do zostawienia, ogrom wszystkiego).

takie brakujące elementy. jesteśmy dwiema osobami. każda z nas np. jest 0,65 czegoś. i spotkałyśmy się, i każda ma 1 czegoś. bo przez siebie dałaś mi 0,35, elementy brakujące. wszystko się sprowadziło do matmy właśnie.

Żeby być szczęśliwym, to nie trzeba zmieniać świata, ale siebie. Trzeba zacząć od siebie. To tak jakby stanąć przez lustrem z zamiarem ogolenia się i rozpoczęcie golenia lustra. Tylko dlaczego nie widać efektów? Bo wpływa się nie na to co powinno. Lustro się nie zmieni.

a sama Twoja obecność wpływa na mnie tak, że chce mnie się więcej
to są takie kuleczki, które ktoś w Ciebie wsypuje i się odbijają od ścianki ciała. takie no, ja wiem, kuleczki szczęścia chyba

I taka dziwna refleksja, chyba sprzed tygodnia. Ludzie umierają. Nic odkrywczego. Kolejne klepsydry pojawiają się na tablicy ogłoszeń. Życie powiesz, no tak, życie. Tylko co z nim? że niby jest krótkie i kruche, to trzeba wykorzystywać każdą chwilę, aby być szczęśliwym? nawet kosztem innych? no jak to?  bo jak tak, to wracamy do początku, do podejmowania trudnych decyzji.

doszłam do wniosku, że znaczenie się zmieniło. nie wiem, jakie było na początku, ale teraz wyraża takie swojego rodzaju uwielbienie i chęć bycia przy

A czy wygoda to pewność siebie nawzajem? Czy to, że już wszystko odkryte i stwierdzone, że jest dobrze, bezpiecznie, że nie będzie rozczarowania, to jest wygodne? Przecież życie dąży do wygodny – tylko, że wygoda kojarzy się z lenistwem, a kontakt trzeba pielęgnować i dbać o niego – więc o lenistwie nie ma mowy, zupełnie.

i takie sytuacje są dla wybranych, dla tych którzy potrafią dbać o to co mają

I była Łódź. Takie szaleństwo jednodobowe. Szaleństwo, które przeskoczyło rozsądek. Ba, nawet nie dało mu szans się ujawnić. Kaprys czy potrzeba? A może trochę jednego i drugiego? Pojechałam na naleśniki i kanastę. Tak w skrócie. Bo tak naprawdę, to pojechałam nakarmić swojego smoka, który zaczął się przewracać z głodu. Teraz musi dotrwać do następnego.(tylko czy potrafi?)

gadamy o przewracających się smokach


i palcem o palec jeszcze, pamiętaj

poniedziałek, 3 czerwca 2013

W jakim celu definiujesz kierunek odniesienia?

Był luty. Był kwiecień, a potem maj. A tak. Jeszcze marzec jakoś po drodze. No był. Nie uciekł przecież. A teraz? mamy czerwiec. Już? jak to?   

(To jakie słówko na dziś? Wał korbowy- vilebrequin)

Tego nie da się tak po prostu zrozumieć. I nie trzeba nic mówić, żeby zrozumieć. Bo słowa nie wszystko przenoszą. Czasem wystarczy być. A jak nie ma? to nic nie ma. Nic? Nigdy nie ma nic. Wszechświat nie lubi pustki. Pustkę się zapełnia. Czymkolwiek. Najczęściej tęsknotą, ale tęsknota nie jest dobra.

(na początku się bada drugiego człowieka, ile można zrobić. nawet jak się znają masę czasu, to jak się widzą, to się badają. jak są razem przez tydzień to i tak widać różnice w zachowaniu z pierwszego i siódmego dnia)

Za-zimno, za-bardzo, za-daleko. No i co? Dziś już miało być lepiej. Było, ale przeszło. No szlag.

(Nie wiem co Ci dziś było. Ale liczę że już lepiej. Może przejdzie. Może pogoda. Cokolwiek)


Nawet chaosu nie ma tutaj. Entropia tylko na biurku czasem mi się tworzy, ale to tyle. Powtórzę, to co już kiedyś, że brak siły napędowej. No brak. Bo pogoda? Pewnie też, bo co jeszcze? Bo wszystko, bo tak. Bo jesteś tam, a nie tu, a ja się łatwo przywiązuję. Bo mimo wszystko nie znoszę pustki. Bo pustka jest zimna, wieje, pada, grzmi nawet. Bo człowiek jest zbyt wygodny, żeby być szczęśliwy. Lenistwo jest wyznacznikiem komfortu życia? No miało być lepiej.      

niedziela, 19 maja 2013

Kolorowe życie?

Na początku wszystkiego powinna być umowa. I nie mów, że nie, że tak być nie powinno, bo powinno. Idziesz do banku, dostajesz kredyt i umowę. Masz jasno zapisane co, kiedy i jak bardzo ci głowę urwą, jak nie dotrzymasz warunków. Dlatego to jest dobre.

Dostajesz pracę, dostajesz umowę. Są zasady, warunki, regulaminy. I są sądy, które pilnują czy prawo jest prawem. I tak wiem, że nie ma sprawiedliwości na tym świecie, ale mimo wszystko niektórym się udaje tego prawa pilnować.

A jak dochodzimy do ludzi i kontaktów, to co? Jak ma być? Nikt nic nie wie, nie ma reguł. Tak, wiem, bo to zależy od jednostki, to zależy od kontaktu, od wszystkiego kurde zależy.  To niech w końcu przestanie. Nie się w końcu od czegoś uniezależni. Bo ja tak chcę.

A się zapytasz, gdzie spontaniczność jak wszystko będzie obwarowane zasadami? Nie wszystko przecież, tylko takie najważniejsze punkty, żeby wiedzieć czego się trzymać, co można wymagać, do czego można dążyć i kiedy powiedzieć sobie stop, dość, koniec.

A tak naprawdę, to kto kiedy widział spontaniczność? Wszystko musi być teraz zaplanowane, na wszystko trzeba się umawiać, czasem nawet z tygodniowym wyprzedzeniem. To może taka umowa jednak ma sens?

I tak na przykład przestanę cię kochać,  gdy przytyjesz 10 kilo, nie powiem do ciebie słowa, gdy zrobisz sobie niebieskie włosy, nie pójdę z tobą na spacer, gdy nie założysz tych butów, nie zrobię ci herbaty, jak nie umyjesz po sobie kubka, nie ugotuję ci obiadu, jak nie odkurzysz pokoju. No coś za coś. Ale czy tak nie jest? No jest. I uderzające w tym wszystkim jest to, że bez umów, bez zasad pojawia się potem taki frazes „ale kiedyś byłaś inna, kiedyś mi tak to nie przeszkadzało, a teraz tak”.

Bo człowiek się zmienia pod wpływem innego człowieka. Bo człowiek na człowieku wymusza zmiany. Różne. Dobre, złe, ale zmiany. I nie mów, że się zmieniam, bo wiem to. Bo niektóre zmiany powoduję sama, inne są mi narzucone, a jeszcze inne same się pojawiają.

I tyle w temacie.

(i niech Ci się przyśni coś miłego i kwadratowego, i w paski. koniecznie zielono-różowe. 
paski? połączenie zielono-różowe nie jest zbyt zdrowe. 
e tam, ale ładnie wizualne, to jeszcze mogą być ewentualnie żółte kropki na niebieski tle, bardziej zdrowe? ani trochę, ani jedno, ani drugie. widzę, że lecisz kontrastami. 
mam jeszcze wersję łagodną – beżowe pierścienie na czekoladowym tle. 
już mi się oczy zamykają od tych kolorów. )

niedziela, 12 maja 2013

change le sutej


Przychodzimy, odchodzimy, dajemy się wciągać w gry, intrygi. Żyjemy, znikamy, urywamy kontakt. Powiesz, że zmiany są nieuchronne, że następują, bo to mają w swojej naturze.

change le sutej. gdy słyszę szum deszczu, to myślę o wszystkim, myśli różne przeróżne zmieszane z wielorakimi.

Wczoraj, dziś, jutro. Co przyniesie jutro? deszcz. Może burzę. Przemyślny wiatr goni chmury na drugi kraniec świata. Ma dla nich jakiś plan, ma zamierzenia. To tak jak i ja. Chcę coraz więcej i więcej, i nie przyjmuję odmowy. Nie dopuszczam, że można mi zabrać moje marzenia. Ale… czy ja jeszcze je mam?

pogoda wpływa na myślenie. tak, też tak. nie, nie dobrze, ale tak dla zasady. jakoś u mnie i tak dzisiaj jest niespecjalnie.

Budujemy razem przyszłość. Razem wznosimy to miasto, ten czas, te złote góry, o tak bardzo ostrych kolcach. Ale można inaczej? Nie można przecież. Bo trzeba robić więcej niż się wydaje na początku. Trzeba osiągać niemożliwe. Trzeba iść do przodu.

historia w siedmiu wersach. czy jeśli wrócę, znów się uśmiechniesz? tak jak zawsze, a jednak ciągle inaczej?

piątek, 10 maja 2013

składanka (ambiguïté?)


każdego dnia. kolejne słowa rozdarły pustkę. zobacz, dnieje. zamknij oczy, otwórz serce. dnieje. coś umacnia się, rośnie w siłę. będzie. coraz bliżej nam do zupełności. coraz bliżej nam do wypełnienia po brzegi szklanki świata. jestem. jesteś. je suis. tu es. sennym oddechem zataczam koło. wracamy do początku stworzenia, a jednocześnie chcemy zmieniać bieg wydarzeń życia.  ‘zbudowani ze świateł, zagubieni w skłonności serc, do ciągłych zmian i nowych miejsc’ nie patrząc w przeszłość zatracam się w przyszłości. nieodkryte oceany marzeń kuszą niezbadanymi horyzontami pragnień. ‘w końcu życie składa się z momentów’ a ‘rozsądek można przeskoczyć’. szczęśliwi żyją dłużej. et tu? brak siły napędowej. można czekać. désolée. je ne sais pas. za dużo. za mało. a kiedy będzie wystarczająco? prowokując życie wstaję rano. stęsknione myśli ulatują przez okno. t’inquitete pas. zmiany są nieuchronne, a słoneczny poranek budzi nadzieje. <życie przynosi rozczarowania?> <czasem> nie wiem czy jeszcze potrafię je n’aime pas du tout…

wtorek, 7 maja 2013

Ludzie kłamią


Tak wiem, nic odkrywczego. Stwierdzam jedynie fakt, że ludzie kłamią, oszukują, mijają się z prawdą o całe kilometry, a czasem tylko o centymetry, ale i tak kłamią. A dlaczego? bo tak są stworzeni? bo prawda jest gorsza od kłamstwa? bo tak wygodnie? (ale sam wiesz, że to zależy, nie?)

Ale czy warto być szczerym? i czy można tej szczerości wymagać od innych? Czy istnieją granice szczerości w kontaktach międzyludzkich? Tylko, że nie wolno tak uogólniać. Każdy jest inny, każdy tworzy inne relacje. Jedne oparte na zaufaniu i szczerości – szczerości bez granic (ale czy to dobrze?), inne oparte na zaufaniu (tylko?), a jeszcze inne oparte na czymś bliżej nieokreślonym (czy to tylko znajomość dalsza czy bliższa).

To ja wybieram ile dam z siebie, ile powiem o sobie, ile będę chciała usłyszeć. Tylko, jak bardzo mogę wpłynąć na szczerość tej drugiej osoby w relacji? A może to jest tak, że dostajemy tyle ile dajemy? I to by oznaczało, że dostaję tyle szczerości i zaufania ile sama dałam… hmmm. Zastanawiające, nieprawdaż?

Nie ma przepisu na udany związek, przyjaźń, znajomości. Nie istnieje przewodnik krok po kroku jak postępować z ludźmi. A szkoda. Może byłoby chociaż trochę łatwiej. Czasem. No może by było.

Każdą relację można przyrównać do dwóch zbiorów matematycznych, które na siebie nachodzą. Jest zbiór A, zbiór B i ich część wspólna. Tam, gdzie część wspólna powinna być i szczerość. Prawda? Zbiór A ma swoje sprawy, nie związane ze zbiorem B, i na odwrót. I można sobie jeszcze wyobrazić, że ta część wspólna możne być mała, malutka, a może być też całkiem duża (jak z niektórymi, a to dobre i słuszne jest). Taka matematyka ludzi. Bo z matematyką łatwiej, z ludźmi niekoniecznie. (ale historia pokazuje, że to zależy od wielu różnych czynników)

Ale ludzie i tak kłamią, oszukują i mijają się z prawdą. I co? Nic. Show must go on. 

(ale mimo wszystko patrz w górę i sięgaj gwiazd. nigdy nie mów, że czegoś nie potrafisz. osiągaj szczyty gór i oceany mórz. uwierz w siebie. ucz się ludzi. kochaj. bądź. żyj.<wiesz, że to dla Ciebie>)

czwartek, 2 maja 2013

Kilka myśli luźnych (Manifest II?)


a nich sobie każdy zabierze, co mu odpowiada…


Nie mam w sobie na tyle współczucia i empatii ile świat oczekuje ode mnie. To się już chyba nie zmieni.

Z założenia nie kłamię, ale wiem, że potrafię.

Doszłam do wniosku, że nie ma na tym świecie rzeczy stałych i pewnych, bo wszystko zależy od wszystkiego.

Jednak w życiu najważniejsza jest równowaga.

Wiem, że istnieje magia, tylko trzeba ją znaleźć.

I telepatia istnieje, tak jak i przyjaźń, ale nie dla wszystkich, bo to mocno strzeżona tajemnica.(ale ja ją odkryłam, no tak)

I zmiany  są nieuniknione. Te dobre i te złe. I wszystko ewoluuje.

A gwiazdy, jak i marzenia, można zobaczyć w oczach niektórych.

A czasem człowiek potrafi uczepić się jakiejś myśli i żyć nią dniami i miesiąca. Ale tylko czekanie, bez żadnej reakcji, na coś, co się stanie, nie ma większego sensu.

I niektórzy z nas stoją ponad grą, wszelaką. Inni siedzą w samym centrum, a tak naprawdę to wszyscy jesteśmy pionkami. (ale to by zakładało istnienie gracza – a to nie wiem czy jest dobre)

Rozmowy są dobre, ale i milczenie niesie ze sobą ładunek. Potrzeba tylko dwoje odpowiednich osób, żeby ten ładunek dobrze zinterpretować.

Znaki zapytania występują tak samo często jak wątpliwości. I przychodzą falami jak sinusoida. Czasem.

Ludzie irytują. Ale też tylko czasem. Za to głupota irytuje zawsze.

(i nie lubię pytań „jak tam?” „co słychać?” )

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

MAGIA


od zawsze wierzyłam w magię. Nie, nie tak. Od zawsze wierzyłam w MAGIĘ. Teraz lepiej. Zawsze wiedziałam, że jest, że istnieje, że kiedyś się przekonam, że mam rację. No bo przecież nie da się nie wierzyć w coś tak bardzo nierealnego, coś tak pięknie ulotnego, coś, co zdarza się raz na jakieś miliony razy.

(To tak jakby nauczyć się chodzić na dwóch nogach i ktoś mówi, że nie, trzeba wrócić do pełzania na czworakach. No nie da się już, przecież.)

Bo magia to taka dama ubrana w ciemno zieloną suknię, która idąc nie dotyka stopami ziemi. W jej włosach chowają się wszystkie pragnienia i marzenia świata. W zakamarkach spódnicy znajdują się wszystkie najdrobniejsze kaprysy. W kokardach kapelusza umieszczone są wszystkie złożone obietnice. Na szyi ma zawieszony medalion, a w nim znajduje się to co uznawane jest za największy skarb na tej ziemi.

(Z tą przyjaźnią to trochę jak z obcą cywilizacją. To aż niemożliwe, żeby nawet i w jednej galaktyce, przy jednej gwieździe i krążącym przy niej układzie planetarnym, tylko na jednej planecie, było życie. )

I ten skarb… ten skarb nie jest dla wszystkich. Jest tylko dla tych, którzy chcą po niego sięgnąć, którzy potrafią się z nim obchodzić, którzy zdają sobie sprawę z jego kruchości i delikatności, a jednak… jednak pewni są tego, że u nich będzie bezpieczny. To dla nich jest, tylko dla nich.


Rozmawiali o sprawie ostatnio bardzo ich obchodzącej: o formowaniu osobowości- przez wzajemne oddziaływanie:  analizowali dodatnie i ujemne wpływy. Jakie na siebie wywierają.  Zbliżała się godzina policyjna, trzeba się było rozstać. Rudy był bardzo ożywiony i  pogodny. - Nie mam teraz żadnych zmartwień - mówił do przyjaciela - Choćbym nawet  chciał, nie mam. Teraz ty musisz się zacząć czymś martwić. Wieczorem przed snem Zośka  zatelefonował do Rudego. W ostatnich miesiącach czuli się ze sobą wyjątkowo dobrze,  zgadzali w poglądach na świat, na wypadki, na ludzi. Pasjonowały ich te same zadania.  Zapatrzeni byli w te same rzeczy nieuchwytne a tak ważne, że malały wobec nich wszystkie  inne problemy życia.  Wymiana najbłahszych zdań sprawiała im przyjemność, Zośka telefonował bez  żadnego powodu - ot tak, żeby powiedzieć dobranoc. Rudy leżał już w łóżku i na bosaka przybiegł do telefonu. - Dobranoc - odpowiedział przyjacielowi. („Kamienie na szaniec”)

czwartek, 25 kwietnia 2013

Wiewiórki pod Jasną Górą szaleją


Dwie. Jedna mniejsza, druga większa. Obie ślicznie rude.

O magnetyzmie serc pisał już Fredro. To trochę fizyki w życiu. Fredro głosił, że w ciele ludzkim istnieje fluid, takie coś, co oddziałuje na drugą osobę i powoduje, że przyciąga ją jak magnes. Wierzył także w teorię bliźniaczych dusz, ale nie wierzył w miłość od pierwszego wejrzenia. Taki całkiem logiczny był ten Fredo, mimo, że nie zawsze trzymał się ortografii, składni i fleksji.

(I przedszkolaki pamiętam. I dźwignię dwustronną. I drgania jeszcze.)

Ludzie się poznają, docierają, są, istnieją. Żyją razem czy obok siebie. Daleko, blisko, bardzo blisko. To wszystko jest względne, jak względy jest czas i jednostka odległości.    

Jest taki ‘klik’ i wtedy, wtedy wiadomo, że właśnie coś zakrzywiło czas. A potem nagle się okazuje, że można zakrzywić też przestrzeń.

(a ta Częstochowa, to nawet ładna jest, zielona)

I to było słuszne. I teraz chce się jeszcze więcej. Już, teraz, natychmiast. Ale to było prawie pewne, że tak będzie. Wczoraj, dziś, jutro. Bo przecież będzie jutro.

(I było bardzo dużo słów. I bardzo dużo patrzenia. Tak, patrzenie też pamiętam.)

wtorek, 23 kwietnia 2013

8 rano w sobotę nie istnieje, przecież


ale taka 2:30 rano to już jak najbardziej. Taka abstrakcja. A co.

Kiedyś chciałam wszystko uogólniać i uważałam, że tak być powinno, że to jest słuszne. Od kilku tygodni uczę się patrzeć na sprawy  z różnych perspektyw, bo „to zależy” od wszystkiego i od wszystkich. I to jest słuszne. Nawet bardziej.

Nie można cały czas uciekać. Czasem trzeba przestać. Stanąć twarzą w twarz ze strachem, i albo walczyć, albo się poddać. Do wyboru. Każdy ma wybór. I jak zadecyduje, tak będzie.

(bo mi tak wszystko jedno – ale Ty wiesz, że nawet wtedy mi jednak zależy)

Potrzebuję jednej stałej rzeczy na tym świecie, w tym czasie, tu i teraz. Takiej tylko dla mnie. Jednej tylko. Takiej, co to nie będzie zależeć. Od niczego. Takiej, która będzie. Będzie i już.

(mogę Ci powiedzieć, ale nie znam przyszłości, będzie dobrze, boooo, bo jestem tu, nie? )

Woreczek zaczyna się znowu przepełniać. Trzeba zrobić dziurkę. Gdzieś. Na dole, z boku, gdzieś. Dziś, jutro. Trzeba.

Mary wstaje rano i razem z makijażem zakłada maskę codzienności. Maskę stabilności, pewności, zorganizowania. Jedną, drugą, trzecią. Potem wychodzi. Potem wraca. 

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Nocne rozmowy


są dobre, bardzo dobre i tak bardzo przecież potrzebne...


- „kiedyś, gdzieś, jakoś” twarde to słowa
- ale „ś” jest miękkie przecież
- ale dla mnie twarde, wolę „j” „później”
- nie, to też źle, może „potem”? „gdziekolwiek” ładnie się kończy i „tak” też, to może „tak gdziekolwiek”?


o wszystkim tak można, o marzeniach, o wahaniach, o tym co we mnie, co w tobie, co w nas czasem siedzi. Rozmowa budująca, podtrzymująca, dobra jest na wszystko. Nie ważne co było przed momentem, nie ważne co było rano, w pewnej chwili nic nie jest ważne od tego co trwa, co trwa tak sobie w innym wymiarze

- przestają istnieć warunki do tworzenia się tęczy, to tęcza znika
- tak jest ze wszystkim, no
- a co to jest mgła?
- a mgła nie znika, tylko zmienia swój stan skupienia


a co jest tęcza? czy tęcza odzwierciedla marzenia? a może pragnienia? tęsknotę? a może tylko kaprys? a może tęcza łączy to wszystko razem i dlatego czasem jest, a czasem znika. Czy jest możliwe życie bez tęczy? Nie jest, ale to już wiemy przecież

a zmiany? czy mgła się zmienia czy ewoluuje? ewolucja jest dobra, a zmiany niekoniecznie, ale jedno i drugie nieuniknione. To też wiemy. Wiemy i już. No.

A najbardziej to wiemy, że można zakrzywić czas. A przestrzeń też się da, tylko trzeba bardziej. Na wszystko przyjdzie pora. Zawsze. 

czwartek, 4 kwietnia 2013

Eteryczna odległość


Każda szanowana bajka powinna się zaczynać od słów: „za górami, za lasami…..” ale wiesz, to byłoby zbyt nudne i oczywiste, a ja… no sama wiesz jak jest, no bo wiesz, nie?

Tak więc, w dziurze, pod podłogą pomieszkiwała sobie odległość, której największym marzeniem było, żeby być mierzoną w paskalach. Tak miała od zawsze. Tak olbrzymia potrzeba mierzenia siebie w paskalach, a nie metrach czy kilometrach. Centymetry może by jakoś przeszły, ale kilometry! nie! nie! nie! Paskale za to były piękne. Były cudowne, takie eteryczne, delikatne, takie, że nic tylko wzdychać do nich. A odległość chciała, żeby do niej wzdychano, a nie tylko narzekano, że jest za długa bądź za krótka, że tu jej brakuje, a tam aż nadto. Ciągle nie tak. Ciągle coś.

Poszła odległość na spacer. Jednak po chwili stwierdzała, że to zbyt banalne. Pójdzie lepiej popływać.  Tak też uczyniła. Nieopodal było jezioro. Średniej wielkości. Do pływania w sam raz. Wskoczyła i od razu idzie na dno. Ale jak to? Czyżby odległość nie potrafiła pływać? Osiadła na dnie. I siedzi. I myśli.

„Jakbym była w paskalach, to bym wypłynęła, a tak? nawet nie jestem w niutonach! tylko w metrach! w zupełnie nieprzydatnych metrach!” żaliła się na głos (na głos? pod wodą?)

„CHCĘ BYĆ W PASKALACH” wykrzyknęła (pod wodą? dziwna ta odległość….)

I nagle… zabulgotało…. zabulgotało…. zabulgotało jeszcze raz i… odległość wypłynęła na taflę jeziora. I szczęśliwa pływa sobie unosząca przez fale.

„Czy to znaczy, że teraz jestem w paskalach?” pomyślała „No chyba tak.” odpowiedziała sama sobie. I poczuła się wtedy taka piękna, cudowna, eteryczna, delikatna… może nawet już ktoś do niej wzdychał?

I pływa odległość niesamowicie szczęśliwa, że spełniło się jej najskrytsze marzenie.

(bardziej abstrakcyjnej bajki nie mogłam wymyślić, prawda?)

niedziela, 31 marca 2013

Bajka dla Gabryśki


Za górami, za lasami, za wielkimi pagórkami mieszkała sobie liczba. No tak, liczba. Liczba była bardzo nieokreślona i bardzo niewymierna, i przez to nie mogła się zdecydować co chce w życiu robić.

Próbowała już wszystkiego. Była przez chwilę ogrodnikiem, ale nie mogła prosto grządek wyznaczać, bo jej ogonek nieokresowości przeszkadzał. Tak więc zrezygnowała. Była przez moment malarzem, ale z mieszaniem farb ciężko było, bo kolory ciągle nie takie jak chciała uzyskiwała. Była przez tydzień cały kucharzem, ale nigdy nie mogła zrozumieć jak tak bardzo niedokładna „szczypta” może być jednostką miary kuchennej. Chciała być pilotem samolotu, ale obawiała się, że lądowanie nie będzie jej mocną stroną. Chciała robić wielkie i wzniosłe rzeczy, ale była przecież tylko małą liczbą. 

Tak więc żyła sobie liczba niewymierna i nieokreślona w malutkiej chatce. Co dzień rano budziła się z przeświadczeniem, że dziś stanie się coś cudownego, coś co odmieni jej życie i sprawi, że w końcu zyska cel. Ten jeden i niepowtarzalny cel życia. Niestety, dzień ten ciągle nie nadchodził.

Jednak pewnego popołudnia, poszła liczba na spacer, nad strumyk. Przyglądała się pływającym rybom i próbowała je zliczyć. I nagle, nagle olśnienie. „Zostanę fizykiem! Będę badać i obserwować. Będę analizować i wnioskować. Będę  fizykiem! Będę tworzyć nowe zasady i reguły. Będę sama sobie wyznacznikiem jakości i norm ogólnych.” Jakże szczęśliwa stała się liczba. Zatańczyła taniec radości i… z tego wszystkiego wpadła do strumyka!  (a piękna zimna była tej wiosny)

Wyskoczyła szybko liczba ze strumyka, otrzepała się z zimna i z uśmiechem na twarzy rzekła: „Teraz już nic mi nie straszne! Teraz mam cel i będą z uporem godnym fizyka dążyć do niego!” (bo fizycy, to uparte stworzenia)

I pobiegła szczęśliwa liczba przed siebie. Pobiegła badać, obserwować, analizować i wnioskować.

Do ciebie też kiedyś dotrze, a może już była? 

czwartek, 28 marca 2013

Wspomnienia palą mnie od środka

Szukamy zadowolenia, szukamy komfortu, szukamy szczęścia – ale to tak szerokie pojęcie, że bardzo trudno jest stwierdzić czy je mamy, nawet jak je mamy. Całe życie spędzamy na poszukiwaniach. Całe życie czegoś szukamy, do czegoś dążymy, coś gonimy, łapiemy. Czy to są rzeczy, marzenia, uczucia, to zawsze jest to coś, co się pragnie w tym jednym unikalnym momencie. I się to zdobywa. A potem? a co potem? potem się weryfikuje swoje pragnienia i okazuje się, że jeszcze coś pozostało. Jeszcze coś, ktoś do zdobycia. A potem są wspomnienia.

Czemu tak trudno mi zapomnieć o czymś co stało się w tak bardzo odległej przeszłości? Wspomnienia siedzą zadomowione we mnie głęboko i … i czasem tak okrutnie bolą. Tak bardzo bolą, że nie można oddychać. Jak pod wodą. Czuję się wtedy jak pod wodą. Bez wyjścia, bez gruntu pod nogami, bez oparcia. Bez zupełnie niczego. Nie chcę pamiętać, nawet kosztem tego, że brak wspomnień wpłynie na mnie, na moje „ja”. I tak za dużo wiem, za dużo czuję, za dużo pamiętam. ZA DUŻO. Nie wszystkie wspomnienia są dobre. Powiem więcej, większość wspomnień jest przykra i te tak bardzo wpływają na kształtowanie moich postaw, norm(?) czy przekonań. Na moją tak bardzo szeroko pojętą moralność, która balansuje sobie na cienkiej granicy wszechświata. (cokolwiek to znaczy, pasuje to do niej)

Nigdy nie winiła Go za swoje niepowodzenia, porażki. Nigdy, aż do tej pory. Teraz zauważyła jak bardzo jest do Niego podobna i jak bardzo jej to przeszkadza. Nie chciała być taka jak On. Nigdy nie chciała. Zawsze gardziła taką postawą, uleganiem wpływom i uzależnieniom. A teraz co? Sama taka jest. I nie ma nawet wyrzutów sumienia. Czy On też ich nie miał? Wydawało jej się, że jest lepsza od Niego, silniejsza, że lepiej radzi sobie z ludźmi. Życie jednak zweryfikowało jej poglądy na samą siebie.

poniedziałek, 25 marca 2013

Sinusoida


Zaufanie, zdrada, zaradność, zazdrość… pozytyw, negatyw, pozytyw, negatyw. Można jeszcze minus, plus, minus, plus. Góra, dół.  Kolejka górska. Sinusoida. Fala stojąca (chociaż nie, bo fala to wraca, ale wahadło też wraca… niech więc zostanie)

Życie składa się z wahnięć. Jest źle, to będzie dobrze. Jest dobrze, to będzie źle. No tak czy nie? Raz tak, a raz nie.

Znam osobę, która na każde zadane pytanie odpowiada „nie”, że dać sobie czas do namysłu i zastanowić się nad poprawną odpowiedzią. Czy źle robi? Można by się nawet pokusić o stwierdzenie, że pytający bardziej doceni odpowiedź „tak” nawet po kilku takich zwykłych „nie”. Ciekawe, prawda? Zawiłe, ale ciekawe.

Jakby życie było tylko na tak, albo tylko na nie, to byłoby nad wyraz nudne. A my unikamy nudnego życia. Szukamy życia ekscytującego, ciekawego, pełnego wahnięć. Pełnego tak i nie.

Nie można być prostą linią, trzeba być sinusoidą. Taki wniosek. Kropka.   

czwartek, 21 marca 2013

San Filippo Neri


Dziś na rekolekcjach był film. Nawet nie najgorszy. Bardzo, bardzo naiwny, ale do pewnego miejsca dało się go oglądać, a potem można było przewidzieć co będzie dalej.

Jedna scena zapadła mi w pamięć. Ojciec jezuita, tytułowy bohater, przyprowadza do lecznicy chorego chłopca, a wraz z nim całą zgraje dzieci – bezdomnych, włóczęgów, złodziei. No i dzieci jak to dzieci zaczynają dokazywać. Są głodne, więc zabierają chorym jedzenie, próbują coś tam ukraść, generalnie są wszędzie. Tak więc, ojciec jezuita, krzyknął na dzieci, żeby przestały. I one posłuchały.

I taki komentarz braciszka, który zajmowała się chorymi:
„One cię słuchają… nigdy nikogo nie słuchały”
„a może nikt do nich nigdy nie mówił?”

No tak. Jak się do dzieci, młodzieży, ludzi nie mówi, to jak stwierdzić czy słuchają? Trzeba mówić, nie krzyczeć, nie rozkazywać, nie tylko wymagać i dyrygować. Trzeba MÓWIĆ, rozmawiać, prowadzić dyskusję. O wszystkim. O związkach, o seksie, o narkotykach, o religii, o rodzinie, o chłopakach, o dziewczynach, o miłości… o WSZYSTKIM. Wtedy słuchają. Nie zawsze, ale w 8 na 10 przypadkach słuchają. Za to w 10 na 10 przypadkach podejmują rozmowę. Dzielą się tym co w nich siedzi. Naprawdę. A ja przez to bardziej ich poznaję i czasem wiem jak im pomóc, a czasem tylko jak pocieszyć. Zawsze to coś, prawda?

Trudno mi czasem uwierzyć, że młodzi ludzie nie rozmawiają ze swoimi rodzicami, a rozmawiają ze mną. Jednak wiem, że tak jest. I wiem, że tak już będzie. Konkluzja – jestem potrzebna jak rzadko kiedy i będę potrzebna, aż do końca świata. Miłe, nie?

No to do rozmowy! 

środa, 20 marca 2013

Rekolekcje


(oberwie mi się, czy mi się nie oberwie? się zobaczy… ryzyko mam chyba we krwi ^^)

Pierwszy dzień rekolekcji szkolnych upłyną pod znakiem, nie pod znakiem, upłynął w odczuciu zimnego kościoła. Bo choć ławki podgrzewane, to było zimno i chyba to najbardziej wszystkim utkwi w pamięci.

Po raz kolejny słyszałam przypowieść? opowieść? o synu marnotrawnym i tym razem powstało w mojej głowie takie pytanie. A co by było gdyby syn marnotrawny powrócił do ojca ze stwierdzeniem: „ojcze, jestem gejem. Poznaj mojego chłopaka” co by było? chyba wszyscy wiem, że ta historia nie miałaby takiego szczęśliwego zakończenia… a może się mylę? nie, niemożliwe.

Dowiedziałam się też, że nienormalne jest tatuowanie swojego ciała i popieranie związków partnerskich. Konkluzja – jestem nienormalna. No cóż, zdarza się.

Uderzyło mnie także to, że nie wolno o sobie myśleć, że jest się najlepszym w tym co się robi, bo to od razu wywyższanie – a to zło okropne. Czyli do tego jestem zła. Bo ja lubię myśleć o sobie, że jestem wspaniała, cudowna, to co robię jest świetne i super, i wiesz co? Tego też uczę. Staram się całą sobą wpajać w młodych ludzi, że trzeba o sobie myśleć w najwyższych kategoriach. Któryś raz już to powtarzam, i będę powtarzać, że skromności mówimy wielkie, olbrzymie NIEEEEE!!!! i tego będę się trzymać. Mogę, prawda? (ja przecież wszystko mogę )

To tyle. Jutro może będzie dalej. Może. 

(jeśli kogoś uraziłam, nie było to moją intencją, ale jak dziś rano sprawdzałam, wolność słowa dalej istnieje w kraju naszym kochanym...)

poniedziałek, 18 marca 2013

Czy to musi mieć jakiś sens?


 „po co robisz zdjęcia?”
„bo lubię” 

odpowiadam i nie spotykam się ze zrozumieniem, bo dla nich to bez sensu. Ale czy wszystko musi mieć sens? A może życie jest na tyle sensowne samo w sobie, że trochę bezsensowności od czasu do czasu nie zaszkodzi?

„po co byłaś w Krakowie?”
„na spacerze”
„jak to? przecież to bez sensu…”

no i może jest bez sensu, ale jest moje. Czemu na momencik, na jedną ulotną chwilę nie mogę mieć czegoś bezsensownego, bez przyszłości … bez …. końca, a może nawet i bez początku? Mogę, prawda? Wątpię, żeby ktoś potrafił mi tego zabronić, nawet ty. ("zmrożono nam marzenia lecz nie zabiorą snów")

Kto ustala co jest normą, sensem, co wypada a co nie? Czy są jakieś komisje? A jeśli istnieją komisje, to czy znają realia każdego zakątka, do którego swoje normy przykładają? Obawiam się, że nie. Obawiam się (ba! ja to wiem!), że istniejące komisje normowe (ależ dziś tworzę!) sugerują się swoją moralnością i nic ich nie obchodzi, że czasem ludzie czują zupełnie inaczej.

Na wiosnę budzi się we mnie bunt. Zapytasz, przeciwko czemu? Gdybym to ja wiedziała, byłoby mi łatwiej…. a tak? muszę zgadywać, muszę się zastanawiać, muszę myśleć i dochodzić do tych samych wniosków, że nie wiem. Zupełnie nie wiem, ale się buntuję i robię czasem wszystko zupełnie inaczej niż powinnam? niż oczekują tego ode mnie?

„wiesz, jesteś fantastyczna, niesamowita, zaskakujesz na każdym kroku. Wiesz, że jesteś wyjątkowa?” Wiem. Teraz już wiem. A wiesz co? dobrze mi z tym. Bardzo, bardzo dobrze.  

"nie wiesz
kiedy oddajesz
siebie
też nie poznajesz
właśnie
rozpalasz w sobie
śnieg"





poniedziałek, 11 marca 2013

Koniec początku czy początek końca?


„ciężki dzień?”
„dzień, tydzień, wszystko…”



Zmęczyłam się. Tak bardzo się zmęczyłam, że nawet mój wieczny optymizm nie dał radę ze mną wytrzymać i poszedł sam na własną rękę szukać wiosny. Zmęczyłam się tak zupełnie nagle i wiesz co? będę tak sobie teraz trwać. Bo dlaczegoż nie?

Młodzieżpolska myśli, że odpoczynek od ludzi jest ważny. Że trzeba złapać dystans, żeby się nie znudzić. I ja uważam, że Młodzieżpolska ma rację. Tylko, że ja nawet nie mam sił na odpoczynek. Nie będę podnosić, nie będę wyciągać… nie będę (bo nie warto). Zobaczymy jak będzie. Jakoś na pewno.

Mieszanemyśli uważa, że nie okładka książki jest ważna, ale to co w środku. I Mieszanemyśli ma rację. Tylko jak poznać co jest w środku jak okładka nie zachęca? No jak? I czy rzeczywiście czas jest stracony jak się nic nie robi? A może czas trzeba tracić, żeby coś zyskać?

 Co my to teraz mamy? marzec? już czy dopiero? „byle do wiosny?” a dalej?

środa, 6 marca 2013

Ona (Mary)


Fragment większej całości

Podobno ma silny charakter, łatwo się nie poddaje i jest stała emocjonalnie. Podobno. Podobno jest cholernie wrażliwa, łatwo ja zranić, a jeszcze łatwiej zniechęcić. Romantyczka? Nie, chyba jednak nie. Łatwo ją dostrzec w tłumie, ale czasem też można ją zupełnie minąć. Dla bardzo bliskich jej osób jest w stanie zrobić prawie wszystko. Ma swoje zdanie, zasady i bardzo stara się ich twardo trzymać. Chociaż, czasem trzeba nagiąć kilka reguł. Zwykle szybko poznaje się na ludziach, ale mimo to, nikogo od razu nie skreśla. Popełnia wiele błędów, bardzo często ciągle tych samych. Często rani i potrafi sprawić przykrość. Nie zawsze świadomie. Ufa tylko tym, którzy na to zasłużyli. Lubi wiedzieć na czym stoi. Zawsze. To chyba dla niej najważniejsze. Zazwyczaj wie, czego chce od życia. Zamyka się w pudełku marzeń, gdzie nie zawsze istnieje tęcza. Każda łza, która spłynęła po jej policzku powinna ją czegoś nauczyć – jednak nie jest to regułą. Każda życiowa porażka ją wzmocniła. Przynajmniej w jakiejś części. Potrafi kłamać, ale nie robi tego. Potrafi mocno uderzyć. Bardzo. Jednak zazwyczaj trafia w siebie. Taka jest. I tyle.  


poniedziałek, 18 lutego 2013

Szukam, szukania mi trzeba…


„czas leczy rany”, „uczymy się na błędach” (niekoniecznie tylko swoich), „panta rhei” to tylko takie frazesy, których używamy na co dzień, ale ile w nich prawdy? Ile tak naprawdę możesz odnieść do siebie?

Czas nic nie leczy. Czas płynie, a my tylko zapominamy. Taka prawda. Zapominamy różne rzeczy. Te ważne, ważniejsze, mniej ważne. Różne. Szybciej zapominamy rzeczy przyjemne i miłe, które nas spotkały, a te przykre i smutne pielęgnujemy w sobie jak ostre kwiaty. Dlaczego?  

Nauka na błędach, to jak wykonywanie doświadczeń. Zobaczymy co się stanie. Sprawdźmy jaki będzie wynik. W momencie opracowywania strategii nie myślimy o konsekwencjach. Nie potrafimy przewidywać.

Wiem jakie błędy popełniam. Wiem, jak niektórych można uniknąć, jak niektóre można naprawić. Czy to robię? Czy postępuję tak jak powinnam? Czy postępuję tak jak oczekują tego ode mnie? Pytania bez odpowiedzi czy tylko nie chcę odkrywać wszystkiego? Hę? 

sobota, 16 lutego 2013

Samotność?


Lubię długie podróże pociągiem czy autobusem. Nie męczą mnie. Lubię tak siedzieć, czytać, słuchać muzyki czy też tak zupełnie bezmyślnie wpatrywać się za okno (szczególnie, że zima taka piękna tego roku ^^). Nie ważne dokąd jadę, ważne, że przed siebie, ważne, że się przemieszczam. W tym momencie liczy się tylko to, że za chwilę będę gdzieś indziej niż do tej pory. Mogę jechać bez konkretnego celu. Chociaż podróż sama w sobie też jest celem, prawda? Celem może mało skonkretyzowanym, ale jednak jest celem.

Lubię czasem być sama. I chociaż wokół mnie ludzie, to jednak ludzie całkiem obcy. Zupełnie ich nie znam i oni nie znają mnie. Nic o mnie nie wiedzą i nic ode mnie, czy po mnie nie oczekują. Lubię czasem taką nie do końca samotność. Taką samotność bez zobowiązań, bez … bez zupełnie niczego. Ładuję wtedy baterię, na powrót do rzeczywistego świata, bo ten, w którym jestem teraz, nie jest do końca prawdziwy. Jest tak bardzo wymyślony i rozpada się po zakończeniu podróży. Jak pierwiastki promieniotwórcze. Rozpada się na coś innego. Przekształca się w coś innego. INNEGO. Tak więc „nabiorę w płuca porannego wiewu, i krzyknę, radośnie krzyknę: - Jakie to szczęście, że krew jest czerwona!” (niech pootwierają okna)

środa, 13 lutego 2013

Przepiękna ta nasza zima


Za oknem przewija się zimowy obraz. Piękny, zimowy obraz. Ładnie tam, na zewnątrz. Mgła zasłania horyzont i tylko biel bije w oczy. Nic więcej. Tylko biel. Dużo bieli, bardzo. Zimę, albo się kocha, albo się nienawidzi. Nie da się tego wyśrodkować. Z zimą nie można trochę. Z zimą trzeba na całego. Zimie, nie wolno się poddać, bo wtedy nic nie będzie z całego jej piękna i tajemniczości. Bo zima jest tajemnicza. Bardziej tajemnicza niż lato, bo nigdy nie wiadomo co kryje się pod złowrogim, mimo wszystko, śniegiem. W zimie (czy na zimę?) można się zakochać. I to tak całkiem inaczej niż na wiosnę.

Zima, dla mnie, więc to tylko bardzo subiektywne odczucie, jest bardzo spokojna, bardzo delikatna, opanowana, nie unosi się emocjami. Można nawet rzecz, że czasem jest bardzo taka leniwa. Potrafi być przygnębiająca i smutna, ale czyż nie każda pora roku też tak może mieć? Czy to nie jest zależne tylko od nas?

Najbardziej to brakuje mi słońca. Nie ciepła, tylko światła. Promieni słonecznych, które uśmiechają się zza chmur i sprawiają, że ja też się do nich uśmiecham. (chociaż… ja to uśmiecham się i bez słońca ^^)

Stwierdziłam, że zima nie jest groźna, jak się ma dobre buty. Tak, buty są najważniejsze. Dobre, zimowe, ciepłe buty i można wtedy w tych butach zaprzyjaźnić się z zimą. Bo przecież zima jest taka cudnie fotograficznie. Trzeba tylko chcieć. Trzeba tylko pokonać własną niechęć i lenistwo do zimowych wypraw, znaleźć odpowiednie buty i w drogę!

(jednak atak na Warszawę, zostawię sobie na wiosnę. I tylko dlatego, że ferie są stanowczo za krótkie, aby nadrobić WSZYSTKIE zaległości towarzyskie) 

sobota, 19 stycznia 2013

Zatraciłam się w ...


Wiesz, czuję, że coś ucieka mi przez palce otwartej dłoni. I wiesz co jest zaskakujące? W ogóle mi na tym nie zależy…, poddałam się. Niech leci. To co zatrzyma się na opuszkach palców będzie moje. Cała reszta pełznie w otchłań czyjegoś życia. Nie chcę już tego.

Co dzień, od nowa, uczę się tego, że nie może ci zależeć na wszystkim i wszystkich. Trzeba wybrać. Trzeba się na coś zdecydować i walczyć o swoje. Tylko o swoje. Trzeba brać od życia, to co się naprawdę chce. Nikt sam z siebie nic nie da. Takie życie. Chciałoby się rzecz, że „za darmo można dostać w mordę”, ale to przecież też nie prawda. Na to też trzeba w pewnym stopniu zapracować.

Z rozmów popołudniowych:
„a skąd wiesz, że jestem szczęśliwa?”
 „przecież musisz być. Zawsze jesteś taka radosna i zawsze przecież robisz co chcesz. Gdybyś nie była szczęśliwa, to szybko byś to zmieniła, prawda? Zawsze osiągasz swój cel”

Jakie to ciekawe jak widzą mnie inni. Zaskakujące. Znam swoje możliwości, znam swoje i swojego świata ograniczenia. Mam swoje wartości, którymi staram się w życiu kierować. Z dnia na dzień jest bardziej konsekwentna, ale wiem, że dużo mi jeszcze brakuje do ideału. To pewnie dlatego, że życie to nie sztywne reguły (jak sztywna bryła), ale coś co się ciągle zmienia i trzeba się do tych zmian dopasować. (zmiany, inność, spontaniczność – będę to podkreślać na każdym kroku)  

Wczoraj zatraciłam się w fizyce i czuję, że to jest to co naprawdę kocham. To jest to co daje mi poczucie spełnienia. Znalazłam swój cel. Jeden z wielu, ale jeden z ważniejszych. Jakoś dziś tak łatwiej. Lekko. Sympatyczniej.  

niedziela, 13 stycznia 2013

I don't agree with you, not at all


Ludzie uwielbiają rutynę, ludzie kochają monotonie, ale nikt otwarcie się do tego nie przyzna. Dom, praca, dom, praca … jest stabilnie. Nie ważne jak, ważne, że stabilnie. Ja to nawet rozumiem. Stabilizacja jest pożądaną cechą udanego życia. Tylko potem nie siadaj w fotelu z kubkiem gorącej herbaty i mów do siebie, że ci tęskno, że ci żal…

Mogłabym zacząć tak super bardzo filozoficznie, że „każdego dnia życie stawia przed nami przeszkody, wybory itd., itp.” tylko po co? Ejże! Życie stawia przed nami dziury w asfalcie, które trzeba omijać, aby nie ubrudzić sobie nowych butów. Życie jest chamskie i bezczelne. Jeśli nie wrzucisz na luz, to nigdy nie dojedziesz do celu. 

A co jest celem? szczęście? zadowolenie? Czy jeśli uważasz, że jesteś szczęśliwy i zadowolony ze swojego życia to już koniec? cel osiągnięty? I teraz tylko trzeba utrzymać ten stan, nie robić gwałtownych ruchów,  a przecież o ile łatwiej jest być smutnym i niezadowolonym. Czyż nie? Narzekanie mamy we krwi. Wyssaliśmy je z mlekiem matki. Tak wiem, że czasem jest ci źle, tak naprawdę po prostu źle, ale tylko czasem, prawda? Cała reszta mogłaby być o wiele lepsza, gdybyś pozytywniej patrzył na świat i dostrzegał drobne iskierki radości wokół siebie, na pewno takie są.

Boisz się zmian, boisz się spontaniczności jak wielu tobie podobnych. Nic w tym dziwnego, jednak trochę żal, że chcemy przeżyć swoje życie przez ekscytacji, spontaniczności, odrobiny buntu.  Przeciwko czemu? Najlepiej się buntuje przeciwko systemowi. To się zawsze sprawdza.

Boisz się tego co jest, boisz się tego co będzie, całe życie w strachu. A gdzie miejsce na cieszenie się chwilą obecną? na łapanie wzroku? na przypadkowe dotknięcia? A gdzie miejsce na rzucanie się śnieżkami w środku dnia? (^^)

Z każdym dniem jestem bogatsza o nowe doświadczenia. Dziś dowiedziałam się, że za dużo wiem, wczoraj, że za dużo oczekuję (wymagam? żądam? ), a jutro…? Co przyniesie mi jutro?

Wiem tylko tyle, że należy się cieszyć tym co mamy w danej chwili, bo jutro może tego nie być. Może zostać nam brutalnie, nieodwracalnie zabrane i co wtedy?

"We maybe together only five minutes every two months. 
When we do, we will savor every second of this minutes because we both know how values they are"