wtorek, 23 kwietnia 2013

8 rano w sobotę nie istnieje, przecież


ale taka 2:30 rano to już jak najbardziej. Taka abstrakcja. A co.

Kiedyś chciałam wszystko uogólniać i uważałam, że tak być powinno, że to jest słuszne. Od kilku tygodni uczę się patrzeć na sprawy  z różnych perspektyw, bo „to zależy” od wszystkiego i od wszystkich. I to jest słuszne. Nawet bardziej.

Nie można cały czas uciekać. Czasem trzeba przestać. Stanąć twarzą w twarz ze strachem, i albo walczyć, albo się poddać. Do wyboru. Każdy ma wybór. I jak zadecyduje, tak będzie.

(bo mi tak wszystko jedno – ale Ty wiesz, że nawet wtedy mi jednak zależy)

Potrzebuję jednej stałej rzeczy na tym świecie, w tym czasie, tu i teraz. Takiej tylko dla mnie. Jednej tylko. Takiej, co to nie będzie zależeć. Od niczego. Takiej, która będzie. Będzie i już.

(mogę Ci powiedzieć, ale nie znam przyszłości, będzie dobrze, boooo, bo jestem tu, nie? )

Woreczek zaczyna się znowu przepełniać. Trzeba zrobić dziurkę. Gdzieś. Na dole, z boku, gdzieś. Dziś, jutro. Trzeba.

Mary wstaje rano i razem z makijażem zakłada maskę codzienności. Maskę stabilności, pewności, zorganizowania. Jedną, drugą, trzecią. Potem wychodzi. Potem wraca. 

1 komentarz:

  1. jak zaczyna się przepełniać, to jutro wcale nie będzie lepiej, a się wyleje całkowicie :) i, a co, niech się wyleje, jutro może, bo jutro będzie jakoś inaczej niż zwykle. taki niby jeden dzień (ramy czasowe i tak będą pozaginane), jeden z trzystu sześćdziesięciu pięciu.
    maska. maska, maska. no, tak, pac.
    (no bo kto to słyszał o 8ej w sobotę? :>)
    kreacja reakcja :)

    OdpowiedzUsuń