ale taka 2:30 rano to już jak najbardziej. Taka
abstrakcja. A co.
Kiedyś chciałam wszystko uogólniać i uważałam, że tak być
powinno, że to jest słuszne. Od kilku tygodni uczę się patrzeć na sprawy z różnych perspektyw, bo „to zależy” od
wszystkiego i od wszystkich. I to jest słuszne. Nawet bardziej.
Nie można cały czas uciekać. Czasem trzeba przestać. Stanąć
twarzą w twarz ze strachem, i albo walczyć, albo się poddać. Do wyboru. Każdy
ma wybór. I jak zadecyduje, tak będzie.
(bo mi tak wszystko jedno – ale Ty wiesz, że nawet wtedy
mi jednak zależy)
Potrzebuję jednej stałej rzeczy na tym świecie, w tym
czasie, tu i teraz. Takiej tylko dla mnie. Jednej tylko. Takiej, co to nie będzie
zależeć. Od niczego. Takiej, która będzie. Będzie i już.
(mogę Ci powiedzieć, ale nie znam przyszłości, będzie
dobrze, boooo, bo jestem tu, nie? )
Woreczek zaczyna się znowu przepełniać. Trzeba zrobić
dziurkę. Gdzieś. Na dole, z boku, gdzieś. Dziś, jutro. Trzeba.
Mary
wstaje rano i razem z makijażem zakłada maskę codzienności. Maskę stabilności,
pewności, zorganizowania. Jedną, drugą, trzecią. Potem wychodzi. Potem wraca.
jak zaczyna się przepełniać, to jutro wcale nie będzie lepiej, a się wyleje całkowicie :) i, a co, niech się wyleje, jutro może, bo jutro będzie jakoś inaczej niż zwykle. taki niby jeden dzień (ramy czasowe i tak będą pozaginane), jeden z trzystu sześćdziesięciu pięciu.
OdpowiedzUsuńmaska. maska, maska. no, tak, pac.
(no bo kto to słyszał o 8ej w sobotę? :>)
kreacja reakcja :)