Dziś na rekolekcjach był film. Nawet nie najgorszy. Bardzo,
bardzo naiwny, ale do pewnego miejsca dało się go oglądać, a potem można było przewidzieć
co będzie dalej.
Jedna scena zapadła mi w pamięć. Ojciec jezuita, tytułowy
bohater, przyprowadza do lecznicy chorego chłopca, a wraz z nim całą zgraje
dzieci – bezdomnych, włóczęgów, złodziei. No i dzieci jak to dzieci zaczynają
dokazywać. Są głodne, więc zabierają chorym jedzenie, próbują coś tam ukraść,
generalnie są wszędzie. Tak więc, ojciec jezuita, krzyknął na dzieci, żeby przestały.
I one posłuchały.
I taki komentarz braciszka, który zajmowała się chorymi:
„One cię słuchają… nigdy nikogo nie słuchały”
„a może nikt do nich nigdy nie mówił?”
No tak. Jak się do dzieci, młodzieży, ludzi nie mówi, to jak
stwierdzić czy słuchają? Trzeba mówić, nie krzyczeć, nie rozkazywać, nie tylko
wymagać i dyrygować. Trzeba MÓWIĆ, rozmawiać, prowadzić dyskusję. O wszystkim.
O związkach, o seksie, o narkotykach, o religii, o rodzinie, o chłopakach, o
dziewczynach, o miłości… o WSZYSTKIM. Wtedy słuchają. Nie zawsze, ale w 8 na 10
przypadkach słuchają. Za to w 10 na 10 przypadkach podejmują rozmowę. Dzielą
się tym co w nich siedzi. Naprawdę. A ja przez to bardziej ich poznaję i czasem
wiem jak im pomóc, a czasem tylko jak pocieszyć. Zawsze to coś, prawda?
Trudno mi czasem uwierzyć, że młodzi ludzie nie rozmawiają
ze swoimi rodzicami, a rozmawiają ze mną. Jednak wiem, że tak jest. I wiem, że
tak już będzie. Konkluzja – jestem potrzebna jak rzadko kiedy i będę potrzebna,
aż do końca świata. Miłe, nie?
No to do rozmowy!
Smutne ale prawdziwe...
OdpowiedzUsuńCzasami szczera rozmowa zdziała więcej niż nie jedna pokuta...