Wiesz, czasem , a nawet bardzo często, łatwiej zająć ręce
i myśli czymś tak zupełnie prozaicznym, aby nie myśleć o tym, co tak naprawdę
jest, dzieje się wokół.
To tak jak pilnowanie i przyprawianie barszczu. Gotował się w takim wielkim garnku i nie miał
smaku, nic. Trzeba było mu dodać trochę niespełnionych marzeń, dobrych wspomnień,
radości i garść smutku (biesiadnicy, mówili potem, że dobry, że bardzo smaczny).
Zamieszać i nie zapomnieć wyłączyć. I dlatego z tego wszystkiego, z całego tego
zamieszania, z całej tej kotłowaniny, pamiętam tylko pytanie „czy wyłączyłaś
barszcz?”. Takie będę mieć teraz wspomnienia…
Ostatnia sobota upłynęła pod znakiem wspomnień. Różnych.
Wyjątkowo dobry i wyjątkowo tych, których nie wszyscy pamiętali. Każdy pamiętał
coś innego i uzupełnialiśmy się nawzajem.
Pamiętam swoją pierwszą lekcję jazdy samochodem. To był
duży fiat i wyjątkowo nie potrafiłam załapać jak zrobić, żeby jechał płynnie do
przodu. A ON się uparł, że mnie nauczy. No i nauczył. To jedna z wielu rzeczy,
która mu się udała w zupełności.
Tak więc, „tak” mamo, „wyłączyłam barszcz, przecież
pamiętałam”(bo ja dużo pamiętam, nie wszystko, ale dużo, a czasem nawet za
dużo)
"ze strachu
powstałam
w strachu
mnie zbudowałeś
w niepewności
żyję
bez ciebie"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz