poniedziałek, 24 grudnia 2012

„Czy wyłączyłaś barszcz?”


Wiesz, czasem , a nawet bardzo często, łatwiej zająć ręce i myśli czymś tak zupełnie prozaicznym, aby nie myśleć o tym, co tak naprawdę jest, dzieje się wokół.

To tak jak pilnowanie i przyprawianie barszczu.  Gotował się w takim wielkim garnku i nie miał smaku, nic. Trzeba było mu dodać trochę niespełnionych marzeń, dobrych wspomnień, radości i garść smutku (biesiadnicy, mówili potem, że dobry, że bardzo smaczny). Zamieszać i nie zapomnieć wyłączyć. I dlatego z tego wszystkiego, z całego tego zamieszania, z całej tej kotłowaniny, pamiętam tylko pytanie „czy wyłączyłaś barszcz?”. Takie będę mieć teraz wspomnienia…

Ostatnia sobota upłynęła pod znakiem wspomnień. Różnych. Wyjątkowo dobry i wyjątkowo tych, których nie wszyscy pamiętali. Każdy pamiętał coś innego i uzupełnialiśmy się nawzajem.

Pamiętam swoją pierwszą lekcję jazdy samochodem. To był duży fiat i wyjątkowo nie potrafiłam załapać jak zrobić, żeby jechał płynnie do przodu. A ON się uparł, że mnie nauczy. No i nauczył. To jedna z wielu rzeczy, która mu się udała w zupełności.   

Tak więc, „tak” mamo, „wyłączyłam barszcz, przecież pamiętałam”(bo ja dużo pamiętam, nie wszystko, ale dużo, a czasem nawet za dużo)

"ze strachu
powstałam
w strachu
mnie zbudowałeś
w niepewności
żyję
bez ciebie"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz