niedziela, 12 lutego 2012

Podróż za 8,50zł

W pociągu ciepło, nawet można powiedzieć, że przytulnie. Za oknem śnieg i szybko  zmieniające się widoki. Jadę na kurs. Kurs dosyć nudny. To nie tak, że zaparłam się, że niczego nie chcę się nauczyć. Nie, wręcz przeciwnie. Miałam bardzo duże oczekiwania i wiązałam z tym kursem spore nadzieje, ale czego można się spodziewać po wykładowcach, którzy są z innego pokolenia? Albo nawet z innego świata... Podejście jednego pana, jest takie, że najlepsi nauczyciele to byli przed wojną, że dyrektor szkoły musi dobrze prowadzić i mieć bardzo ładnie ułożone życie osobiste (w domyśle: nie może być np. rozwodnikiem). Czekałam tylko na stwierdzenie, że dyrektor musi być głęboko wierzącym i praktykującym katolikiem... normalnie bym wyszła...


Dawno nie marnowałam czasu w taki dziwny sposób. Jak na razie, nic nie wyniosłam z tego kursu. A nawet wniosłam - opłatę. Czasem jednak trzeba coś zrobić, że można było ruszyć z czymś dalej... ech... byle do czerwca...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz