bo ja tak mam, że przy porannej Yerbie wpadają mi do głowy różne pomysły, rozmyślania, idee... nie zawsze mądre i rozsądne, ale czasem... warto je zapisać, więc piszę... rozmyślania szalonego grafomana...
czwartek, 16 lutego 2012
Zazdrość
W luźnych rozmowach z dziewczętami (w angielskim bardzo podoba mi się to słowo: “girlfriends”)wypłynął ostatnio temat zazdrości. Według nich, aby być w związku szczęśliwym trzeba od czasu do czasu tej drugiej osobie powód do zazdrości. Wtedy zazdrosny partner zaczyna się od nowa starać o swoją ukochaną bądź ukochanego, bo wie, że może go stracić. Pokazuje też, że jej czy jemu ciągle bardzo zależy. Przyznam się, że tego nie rozumiem. Dla mnie związek dwojga ludzi opiera się na zaufaniu, odpowiedzialności, miłości, przywiązaniu. Po co ta zazdrość? Czy to może potrzeba zwrócenia na siebie uwagi? To, że się lubi być w centrum zainteresowania? Czy ja, aby utrzymać swoje małżeństwo, mam dawać mężowi powody do zazdrości? Czy to o to chodzi? Jeśli o to, to ja chyba tak nie chcę... Zazdrość jest dla mnie bardzo złym uczuciem i niepotrzebnym w ogóle. Nic, a nic. Nie che mieć z nią nic do czyniena... jest dla mnie jak rollercoaster.... w górę i w dół, aż do zawrotów głowy... i jeszcze raz... a potem się leciiiii, i jak cię ktoś nie zatrzyma, to się już nie wstaje... zazdrość jest zła i niszcząca. Lepsza jest szczera rozmowa, jak coś się dzieje i dojście do wspólnych wniosków i kompromisów. Takie moje zdanie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz