środa, 15 lutego 2012

Włoski i nauka rysunku

Czasem robię głupie rzeczy. Czasem bardziej, czasem mniej. Niektórzy pewnie posunęliby się do stwierdzenia, że bardzo często, jednak to nie tak. Uważam siebie za rozsądną, zorganizowaną osobę, która od czasu do czasu musi zrobić coś co wykracza poza ustalone normy zachowania. Chociaż trochę. Życie jest krótkie i trzeba brać z niego pełnymi garściami ile się da i wtedy kiedy tylko się da. W tym miejscu można by wtrącić kilka słów o konsekwencjach swego postępowania, ale po co? Po co psuć te kilka ciekawych linijek tekstu, które są takie beztroskie i bezmyślne? Choć raz nie przejmujmy się konsekwencjami!    

Jak to zwykle bywa, wpadłam po porannej Yerbie na szalony pomysł: CHCE SIĘ NAUCZYĆ WŁOSKIEGO! Mieliśmy w tym roku robić ocieplenie domu… mieliśmy (jak widać, czas przeszły)… jednak funduszy ci u nas za mało, jak zawsze zresztą, nic nowego. Trzeba robić to na co się ma ochotę w danej chwili i chyba wytrzymamy jeszcze rok bez ocieplonego domu? To jeszcze kwestia do przemyślenia, bo znając nas to może uda się jedno i drugie. Wiem, że już może lata nie te, ale G wierzy, że mi się uda, więc może warto spróbować? A G będzie rysował… jak dobrze mieć marzenia, chociaż takie małe, malutkie…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz